piątek, 11 lipca 2008

44. Wszystko jest

Już wiem. Wszystko jest we mnie. Białe ściany, okna dwa, materac, cisza. Niczego mi wiecej nie potrzeba. Żyć jak mnich. W pełnej ascezie. Zero telefonów, zero internetu, zero spotkań. Dyscyplina. Ćwiczenia fizyczne, ćwiczenia duchowe i pisanie. Ciepła miska zupy. Sen. Spokój. Daję sobie ostatnią szansę by nie zwariować. Już dość. Nareszcie koniec. Pif paf!

piątek, 4 lipca 2008

44. PRZYJACIELE NOWEGO WYCHODZĄ NA ULICĘ

Spędzasz wakacje w Łodzi? W ciągu roku nie masz czasu i pieniędzy na wyprawę do teatru? Na dodatek potrzebujesz zaczerpnąć świeżego powietrza? Teatr Nowy ma dla Ciebie pewną propozycję - letni festiwal teatralny. Zbigniew Brzoza artystyczny szef festiwalu oraz dyrektor artystyczny Teatru Nowego zaprosił do udziału pierwszoligowe polskie teatry offowe. Dopełnieniem przeglądu będą koncerty Bester Quartet i Ewy Błaszczyk. Wstęp wolny!

REPERTUAR:


- Bester Quartet – 05.07, godz. 21.00, Pałac Poznańskiego


- Teatr Ósmego Dnia Arka – 12.07, godz. 21.30, Rynek Manufaktury


- Chorea Śpiewy Eurypidesa – 18.07, godz. 19.00, Fabryka Sztuki


- Tezeusz w labiryncie – 20.07, godz. 21.30, Rynek Manufaktury


- FerTeatr Provisorium Ferdydurke – 26.07, godz. 22.00, podwórko kamienicy przy ul. Piotrkowskiej 17 (Klub Muzyczny Jazzga)


-Ewa Błaszczyk Nawet, gdy wichura - recital – 01.08, godz. 20.00, Pałac Poznańskiego


-Teatr Biuro Podróży Świniopolis - 23.08, godz. 21.30, Rynek Manufaktury


- H of D – 24.08, godz. 21.30, Rynek Manufaktury


Teatr Nowy, ul. Zachodnia 93, tel. 042 630 44 94, www.nowy.pl

czwartek, 3 lipca 2008

43. Mój mąż chodzi w trampkach


Trampki. Mój mąż chodzi w trampkach. Ja chodzę w trampkach. Każdy tramp nosi trampki. Trampkolinie. Trampostrzałki. Trampomienie. Trampowanie. Trampowina. Trampolina. Trampologia. Jestem. Spoglądam na moje miasto z perspektywy turystki. Co to są te "tywy" no? Te no"taltyrnaty"? Martwa królewna w królestwie cieni. Idą, idą - przechodniu odwróć się - idą cienie zapomnianych przodków. W moim mieście jak po zarazie. Pustki, pył, kurz, smród i bród.
Garstka ocalała. I ta garstka tworzy społeczeństwo mojego miasta. Urzędnicy wyjechali do centrali. Studenci za granicę. Na wakacje i do pracy. Młodzi są jeszcze w łodzi - im to się powodzi. Nie szkodzi. Są i biedacy. Chuligani. Kibole. Babcie i dziadkowie. Emeryci. Fabryki sztuki szukają luki dla siebie. Wpisać się w miasto. Wyjść na ulice. Bez lęku i obawy o życie. Kradzież mienia. Złodziei nie brak. Myśli. Kto wie? O czym? O kim? Z kim? Z czym? O!
Jestem. Dzień trzeci. Dziś słońce praży i smaży. Skóra skwierczy niczym skwarki. Patelnia. Lato. Miasto tańczy. Festiwal międzynarodowy. A widowni mało. Gdzie jesteś widownio nasza? Same panie. Gdzie jesteście panowie? Na wyspach? Na budowie? W jakiej zmowie? Dżentelmeni powrócą. Na to liczą ich panie i pociechy. Tato wyjechał. Kiedy wróci tato? Lato.
Siedzę i piszę. Piszę i siedzę. Tysiąc zdjęc, tysiąc słów dziennie. Wygrała hiszpania - zatem uczę się hiszpańskiego. Godzina dziennie. Metoda.
Szare, bure miasto. A ja w Tobie drapię się po głowie. Co ja robię? Czytam znaki. Sylwia dzwoniła. Kochana moja. Krew z nosa mi leci. Nos zatkałam chusteczką. Biało czerwoni. Teraz rozumiem nasze godło i flagę narodową. Krew na bieli. Biel we krwi. To my! Polacy! Biało-czerwoni buracy. Morze krwi, mleczne niebo. Próbuję sobie pomóc. Cieszę się życiem. Zmieniam negatywne przekonania na pozytywne. Kocham i akceptuje siebie. Jestem optymistą. Zauważam swoje przeżycia, zachowania i emocje. Żyję teraźniejszością. Traktuje błędy jak lekcje. Zdobywam wiedzę. Dbam o ciało i umysł. Puste słowa. Żaden obraz za nimi nie staje. Żaden kolor. Żaden zapach. Żadna melodia. Wyobraźnia śpi. Piszę - cieszę się życiem. Co czuję? Jest ciepło, przyjemnie, chustkę mam w nosie. Co widzę? Klawiaturę laptopa. A na niej litery. Czarne guziczki miękko przyciskam. A na tych guziczkach białe literki. Alfabet bez ą, ę, ł, ó, ź i ż. Cyferki. Znaczki, symbole, napisy. Zmiany. Czy boję się zmian? Dość ciężko je znoszę. W moim chaosie nowości są automatycznie odpychane. Wypierane do podświadomości. Wujek Jung z dziadkiem Fruedem mieli by ubaw gdyby zasiedli w mojej głowie. Przejażdżka po moim wnętrzu. Zamek strachów z wesołego miasteczka. Gabinet luster. Rollercoster. Nie ma chyba lepszego określenia na opis depresji dwubiegunowej. Kolejka pędząca po torach z góry do dołu, z dołu do góry. Mania a po niej dolina. Dolina a po niej mania. Po deszczu słońce. A po burzy spokój....

sobota, 28 czerwca 2008

41. Nie mam czasu na...

Alice in Wonderland
www. theatergajes.nl

wtorek, 24 czerwca 2008

33. Kucharki i Gar(n)ki

Gotowanie. Podawanie. Zmywanie. Szczotka i ściereczka. Garnki, patelnie, zmywaki i miski. Sztućce ze sztucznego srebra. Pozłacane talerze. Kubki. Szklanki. Butelki. Wianki...Koncerty. Dziś Garbarek w Kongresowej. A i owszem idziemy. Jazz lubimy. I Garbarka też. Chocholi wiersz.

32. Sex ze śmiercią

Palacz namiętnie kocha się ze śmiercią. Hedonistyczne wciąganie dymu do płuc - rytualny taniec. Dym...Namiętność...Kurtyna.

sobota, 21 czerwca 2008

31. Paranoid Park

"Moje własne paranoje" - kino Gusa Van Santa.



Godzina 21:30. Kiepski mecz Turcji z Chorwacją. Nieładny futbol. Sięgnęłam po akwarele by jakoś przetrwać katusze. Trawka i drzewko. Błękitne niebo. Dziecinny rysunek. Kino? Czemu nie.
Paranoid Park- 21:45. Zgubiłam legitymacje studencką. Bez legitki bilet kosztuje 25 zł. Na sali sześć osób. Trzy dziewuszki, które gadaniem były bardziej przejęte niż filmem. Para kobitek i facet. Smutek. Na ekranie telefony komórkowe i czekoladki - wszystko razem - kronika XXI wieku. W końcu zwiastuny filmowe. Trailer to dobra rzecz. W przypadku filmu Gusa Van Santa polecam najpierw zobaczyć film, nie czytać żądnych recenzji ani zapowiedzi. Po prostu pójść do kina, usiąść w fotelu, w ciszy i ciemności zanurzyć się w eseju filmowym bo tak nazwałabym gatunek autorski uprawiany przez reżysera. Film=podróż. Sama droga jest celem. Po projekcji - kilka świetnych scen i pięknych ujęć Doyla. I poczucie, że Gusowi przydałaby się terapia. Odnoszę wrażenie, że od Palmy reżyser kręci się w kółko - powtórzenia, które stosuje choć są jedną z ciekawszych propozycji w ostatnim czasie na zmianę języka opowiadania - prowadzą z filmu na film - do lasu. A im głębiej w las - tym więcej drzew. Manowce. Można się zachwycać, można też współczuć. Próba dojrzewania i powroty do lat młodzieńczych często się kończą właśnie paranoją. Nie da się filmem wyleczyć "swoich własnych paranoi" - tak jak najtrudniej jest pomóc sobie samemu. Terapia i psychoterapeuta. Odczuwam zmęczenie kręceniem się w kółko. Jeśli Gus nie wyjdzie z koła - przestanie się rozwijać. A szkoda byłoby stracić jedno z ciekawszych spojrzeń na rzeczywistość.
http://www.paranoidpark.co.uk/

piątek, 20 czerwca 2008

30. Pepys na tapecie

Dziadek z werwą.
Mecz. Lemoniada z kropelką whisky. Limonki, cukier trzcinowy, kruszony lód. Poezja.
Ciekawe co napisałby Pepys o tym, że Chorwaci wyeliminowali Anglików z Euro 2008? Anglicy mają taki problem, że zawsze są pewni, że od razu wygrali. A tymczasem chłopaki na zielonej trawce. Chorwaci na niebiesko, Turcy na czerwono. Ale i tak skarpety mają najlepsze Holendrzy.



29. Salon Niezależnych

Gorąco polecam. Kto nie zna, ten trąba. Jacek Kleyff jest bomba. Jacek Kleyff rules ok xxx
– Jak idzie kura na śmierć... Tak podejdzie do tej szosy. Pończochy ma takie zwałkowane, ubrana jest, wiesz, nieładnie, jesionkę taką ma... – Takie siaty.– Tak stanie przy tej szosie, tak podfrunie, pobiegnie, stanie. Wróci, pójdzie.– Pierdnie...– A bażant ma, wiesz, jak leci na śmierć, to tak się wypręży i tak pazurami, tak tupie, przebiega!– A jak!

Jeśli ktoś spodziewa się znaleźć w książce tylko portret Salonu Niezależnych, stawia książce zbyt niskie wymagania. To także jeden z najciekawszych portretów PRL-u. Losy bohaterów i założycieli kabaretu – Jacka Kleyffa, Michała Tarkowskiego i Janusza Weissa – pokazują, jak można było pozostać niezależnym w latach reżimu i w dodatku tej postawy nie zaniechać w nowej rzeczywistości (śledzimy dzieje artystów aż do 2008 roku). Salon, być może najoryginalniejszy kabaret epoki demoludów, szedł całkowicie w poprzek swoich czasów: szydził z małej stabilizacji tak samo jak ze zbuntowanego teatru studenckiego. Jednak kto słyszał śpiewaną przez Kleyffa Telewizję, ten wie, że piosenka ta ciągle jest aktualna, dzisiaj może nawet bardziej. A Janusz Weiss jest konsekwentny: jak niegdyś kpił z obywatela Imię Nazwisko, tak dziś obśmiewa brak wyobraźni „pani/pana”, telefonując „w nietypowej sprawie”.Bażant i kura, Jajco holenderskie blues, O niespełnionej miłości na terenie magazynu kółka rolniczego – te legendarne kawałki są wielbione przez miłośników kabaretu. Można je poczytać, można ich posłuchać z płyty CD. Wejdźcie do Salonu, ciągle jest Niezależny.

czwartek, 19 czerwca 2008

28. Chłodnik ze świeżych ogróków i lody karmelowe w biszkopcie

Film ma wiele wspólnego z gotowaniem. Sztuka ze sztuką. Kulinarną rzecz jasna. Jest kilka przepisów na dobry film tak jak na dobrą zupę pomidorową. Mimo to nie ma dwóch takich samych zup pomidorowych, filmów na świecie. Kopiowanie to powielanie. Najważniejszy jest oryginał. Od razu na myśl przychodzi mi jeden z moich ulubionych filmów - "Miasto zaginionych dzieci". Każdy z karzełków chciał być oryginałem. Ale oryginał jest tylko jeden. Reszta to kopia. Od zupy doszliśmy do klonowania. Pan Kant za oknem z Panią Kantową spacerują i oceniają nową elewację naszego domu. Gdybym była kierownikiem tej budowy nie przyjęłabym tej roboty. Trzy miesiące od świtu do zmierzchu grupa panów pracowała nad elewacją. Duża inwestycja. Ale życie utrudnione. Jednak człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja. Nawet do pracowników z młotami. Do kulek styropianu w przedpokoju i w kuchni. A teraz pan z panią o naszych bezdomnych rozmawiają. I tradycyjnie narzekają. Bo mamy tutaj swoich osobistych bezdomnych. Prawdziwe giganty. Oryginały. Trzech panów i pani. Pani pojawia się i znika. Może próbuję wyrwać się z dna ale na dno wraca. Błędne koło się kręci i zbiera swoje żniwo. Ludzie cienie. Jeden z panów na wózku. Stracił nogę w skutek odmrożenia zeszłej zimy. Kalafiory na twarzy - zima to piekło. Ale lato... Najpierw pan mieszkał w śmietniku. Miał dach nad głową. Radio. Stary fotel i materac do spania. I tak dwa lata sobie w tym śmietniku pomieszkiwał. Wstawał rano. Budził go kac. Wyruszał na wózku prosić o "wsparcie", mały datek. Na flachę i fajki. Bułkę. Może coś jeszcze. W ostatnim czasie wyrzucono pana ze śmietnika i założono wredne metalowe drzwi, które zamknięto na klucz. Bez szans na włam. Nic nie można poradzić. Pan strzelał z wiatrówki w okna sąsiadów. No to go wyrzucili za karę i pozbawili dachu. Teraz panowie i pani mieszkają pod chmurką. Obok śmietnika. Materace i worki. Ubrania i wszystko co mają. Oni też leżą jak worki. Mieszkanko pod gołym warszawskim niebem w samym centrum miasta. Czyż to nie piękne...Piękne i smutne. Wolność. Niestety nie. Brak im wolnej woli. Zredukowali się do zwierząt. W ich oczach strach. Olbrzymi lęk. Nie znają filozofii zen. I choć żyją tym co mają, tu i teraz - to nie są szczęśliwi. Współczuję im. Nie da się ich uszczęśliwić na siłę. A sami nie chcą... Zrzucają winę na innych. Bo to przez nich tu są, to oni im wyrządzili krzywdę, oni są wszystkiemu winni...Obłęd.
Właśnie podeszło do nich dwóch panów, w niebieskich koszulkach i czarnych spodniach. W czapkach na głowach. Dyskutują grzecznie, "służbowo." O czym mówią? Stoją i patrzą na nich z góry. "Sąsiedzi" siedzą, skuleni jak dzieci. I z tej pozycji mówią do granatowych panów. Panowie pogadali i poszli. Może sąsiadom udało się wywalczyć jeszcze jeden dzień życia. Przeciągnąć linę na ich stronę...Kto wie? Może tak, może nie. Nie wiem. Gdzie oni się podzieją? Co z nimi będzie? Nie wiem. A dzisiaj w nocy ma padać....

27. Zmiany idą idą idą...

Zmiany. Zawsze na lepsze. Wraz z nową paszczenką - nowa nazwa. Nowa ja. Czuję się dobrze w własnej skórze...

środa, 18 czerwca 2008

26. Remanent

Pani Kasia zaleciła mi spacery i przebywanie na słońcu. Słońce za oknem widzę i czuję. We wnętrzu panuje znajomy mrok i chłód. Taki urok ma moje wnętrze. Czas zmian zaowocował bezsennością. Trupy powyłaziły z szaf wraz z ubraniami i przedmiotami pakowanymi w pudła. A pudeł było 36. Teraz tu pusto. Miejsca dużo. I jakoś tak obco. Do końca miesiąca ma trwać mój azyl. Odkryłam wiele w tak krótkim czasie. Czasem dobrze jest się spakować do pudeł. Spojrzeć co się posiada, czego nam brakuje a co jest kompletnie bezużyteczne. Podsumowanie, bilans, trzeźwa ocena obecnej sytuacji. Remanent. Za oknem panowie pakują rusztowania...Zawsze i wszędzie każde działanie ma swój początek i swój kres. Taki jest naturalny bieg rzeczy. I dobrze, że tak jest. Jakaś wesołość mnie ogarnia na myśl o Nowym. Jak będzie? Co będzie? Dzisiaj dostałam telefon z propozycją pracy. Przyjęłam propozycję bez entuzjazmu - raczej z lękiem, że nie podołam. Poczułam się jak Piszczek, który otrzymał w trakcie urlopu telefon, że zagra na euro 2008. Wyrwany z piasku i słońca na zieloną murawę. Zerwany do boju. Nie gotowy. Przyjechał, zobaczył, nie zwyciężył ale był. Przeżył. Doświadczył. Z godziny na godzinę uśmiecham się szerzej. Bramy sezamu stoją przede mną otworem. Mogę zobaczyć co jest za drzwiami. Czuję przyjemny dreszcz...

wtorek, 17 czerwca 2008

25. Bon voyage

Fotografia. Magiczne klik. Pstryk. Trach. Bum. Plum. Ciach. Opowieść o chwili. Bezcenna. Jeden moment. Ta chwila. To. Utrwalone w bezruchu. Umartwione. Bo ruchome obrazy to kino. 24 klatki na sekundę. A ruch to życie. Mężczyzna na zdjęciu. Nieznajomy brunet. Stoi w oknie. W zielonym podkoszulku, w prawej ręce trzyma czapkę.Pociąg pomarańczowy. W szybie odbicie - a na nim latarnia - betonowa, prążkowana. Zielone drzewa. I mały jakby domek z dwoma okienkami. Kim jest ten chłopak zwrócony twarzą w lewą stroną? Wpatrzony w dal? Przed siebie patrzy czy za siebie? Kim jest? Co myśli? Jak myśli? Czy jest człowiekiem szczęśliwym? Dokąd zmierza? Dokąd wraca? W tym oknie otwartym zamknięty prętami niczym w więzieniu. Co to za pręty? Skąd się tam wzięły? Co to za pociąg? A kto posadził te drzewa? Jak one się zwą? A czy to domek mieszkalny? Jeśli zamieszkały to do kogo należy? Kto w nim mieszka? Czy są w nim dzieci? I czy można mieszkać tak blisko torów kolejowych? Może to domek dworcowy? Siedzą w nim pracownicy stacji, na której zatrzymał się pociąg? Pani z kartoflem w ustach zapowiada pociągi po angielsku? Niemiecku? Polsku? Włosku? A może francusku? Jaki charakter ma ten domek? Co robi ten mężczyzna w chwilach wolnych? Kibicuje drużynie piłki nożnej czy woli siatkówkę? A może tenisa? Czy lubi sport? Czy jest zakochany? Czy ma dziewczynę? Jaki jest jego dom? Skąd pochodzi? Czy wierzy w Boga? Modli się i spowiada z grzechów by w niedzielę podczas mszy przyjąć Ciało Chrystusa? Czy wie kim będzie za pięć, dziesięć czy trzydzieści lat? Czy lubi podróżować pociągiem? I dlaczego do cholery stoi w tym oknie? Na co patrzy? Na co czeka? Jak na imię ma? Tysiące pytań bez odpowiedzi. Podeszłam i zrobiłam zdjęcie. Pozwolił. Uśmiechnął się. Speszył. Odwrócił twarz. Poczuł obiektyw wycelowany w twarz. Poczuł się aktorem, modelem, super bohaterem...Dziękuję Panu Nieznajomemu za to zdjęcie. Za pozwolenie na utrwalenie tamtej chwili. Dziękuję wszystkim, którzy pozwalają się do siebie zbliżyć, zmniejszyć odległość. Zapisać się w pamięci. Na lata. Na fotografii. Fotografia jest jak dobre wino - im starsza tym ma większą wartość. Pięć bezsennych nocy zbiera swoje żniwo. Jestem żywym trupem. Prawa, lewa, prawa, lewa, powłóczę ledwo nogami, prawa, lewa, prawa, lewa, uginam nogi w kolanach...i marzę o łóżku na kółkach. Co by mnie przez to życie przewiozło w pozycji leżącej. To pozycja spoczynku. A właśnie odpoczynku mi trzeba teraz najbardziej....Chcę wypocząć...Spać, spać, spać się chce, oj chce.

poniedziałek, 16 czerwca 2008

24. Po deszczu

No cóż, taki dzień i już. Boruc rules ok xxx

niedziela, 15 czerwca 2008

23. Reżyser musi

Uważam, że reżyser musi sam psychicznie oddziaływać na całą ekipę poprzez wiedzę, charyzmę i jakość. Motywacja do wysiłków, do koncentracji, do zwycięstwa. Cel - poprawa pozycji społecznej i kasa. Przeskoczyć samego siebie. W chwili startu wykorzystać w optymalny sposób swoje możliwości i osiągnąć przewagę nad rywalami. Nauczyć się odpowiednio reagować w różnych sytuacjach. Być elastycznym. Mieć pomysł na własne życie. Nauczyć się w sposób dojrzały żyć z niepowodzeniami. Trzeba mieć Kop-a: koncentrację, opanowanie i pewność siebie, żeby móc funkcjonować prawidłowo w sytuacjach, jakie stawia życie. Pracować z ciałem, nauczyć się świadomości napięć mięśniowych – gdzie gromadzi się napięcie. Prowadzić dzienniczek samokontroli umysłowej. Programować cele. Stosować techniki służące podnoszeniu samooceny i tworzeniu pozytywnego obrazu siebie. Wykształcić umiejętność szybkiej i wolnej relaksacji. Kontrolować postępy pracy i szukać błędów i niedociągnięć. I je poprawiać. Nieustannie. Samoocena i poczucie własnej wartości są bardzo ważne dla reżysera. Deklaracje pełne wiary i optymizmu, zapewnienia o dołożeniu wszelkich starań mają dobry wpływ na budowanie postawy i dyspozycji startowej. SKUP SIĘ NA DOBRYM WYKONANIU CZYNNOŚCI, PRACY niż na sukcesie za wszelką cenę. UWIERZ WE WŁASNE MOŻLIWOŚCI. Bez koncentracji sukces jest niemożliwy. NAJWAŻNIEJSZA JEST KONCENTRACJA – nie na własnych stanach emocjonalnych KASIU – ani na tym, z jakim przeciwnikiem walczymy – ale na SAMEJ CZYNNOŚCI WALKI/ SAMYM REŻYSEROWANIU – CO I JAK SKUPIĆ się TRZEBA BYĆ TU I TERAZ, SKUPIĆ SIĘ NA TYM, CO MAMY ZROBIĆ. Techniki wizualizacji sprzyjają lepszemu przyswojeniu materiału i opanowaniu czynności. Samo wyobrażenie czynności powoduje, że do mięśni płyną dokładnie takie impulsy nerwowe, jakbyśmy tę czynność rzeczywiście wykonywali. Im więcej zaangażujemy w to zmysłów, tym lepiej: ważne jest czucie kinestetyczne ( umiejętność zarządzania własnym ciałem w przestrzeni, myślenie doznaniami) wzrok, słuch nawet zapach. Wymaga to koncentracji i wyobraźni. MEDYTACJA – zjednoczenie umysłu z ciałem. Najważniejszym celem jest zjednoczenie umysłu i ciała w stanie – flow – przepływu, bo wtedy najłatwiej odnaleźć swoją „sferę szczytowych osiągnięć” – zone of peak performance i działać jak natchniony. Umiejętność przywoływania pozytywnych uczuć na planie. Każdy dąży do nieustannej poprawy. Nasze cele powinny wybijać się przed naszymi problemami. Nasze cele muszą stać się przynajmniej równie konkretne jak nasze problemy – znacznie atrakcyjniejsze. ODPORNOŚĆ NA PORAŻKĘ, PRZEGRANĄ i TRUDNOŚCI – RADZENIE SOBIE ZE STRESEM. Motywacja i wkład pracy i konkretne rezultaty są nagradzane. WIARA W SIEBIE i UMIEJĘTNOŚĆ KONCENTRACJI oraz UMIEJĘTNOŚĆ WYOBRAŻENIA SOBIE FINAŁU SWOJEGO DZIAŁANIA. WYCIĄGANIE NAUKI ZE SWOICH BŁĘDÓW i PORAŻEK. PORAŻKA JEST NIEUNIKNIONA. KAŻDY CZŁOWIEK PROWADZI MONOLOG WEWNĘTRZNY. Rozmawia ze sobą, wyjaśniając sobie co dzieje się z nim i ze światem. Tłumaczy przyczyny sukcesów i porażek, tworzy motywację do działań, radzi sobie z trudnościami i sukcesami w swoim życiu. Od monologu wewnętrznego zależy nasz optymizm i sposób radzenia sobie ze stresem oraz trudnościami. Indywidualny styl wyjaśniania niepowodzeń...Ważny jest system wartości człowieka zaangażowanego w reżyserię. Ważne, by mieć filozofię tego, co się robi. Umieć nadać sens porażce, której doznamy i wykorzystać ją do budowania motywacji do dalszego działania. Moje funkcjonowanie i myślenie nie ogranicza się do jednej roli życiowej: reżysera, interpretuje klęski i sukcesy w kontekście swojej egzystencji i staje się samodzielnym, myślącym człowiekiem, który dojrzewa dzięki doświadczeniu. Bez radości jaką daje trening – ćwiczenia, nie można osiągnąć mistrzostwa. Ekipa z charakterem: O sukcesie zespołu decydują trzy składniki: 1. stochastyczny czyli szczęście, postawa nastawiona na sukces, silna motywacja i optymizm, pozwala łatwiej pokonywać trudne sytuacje i lepiej wykorzystywać nadarzające się okazje – zwiększamy swój fart 2. Technika, umiejętności. 3. Koncentracja, odporność na stres, umiejętność kierowania i liderowania zespołowi, współpraca w zespole, dobra komunikacja. SZTUKA ZARZĄDZANIA. Sukces jest konsekwencją ambicji, profesjonalizmu, wiedzy i wiary w siebie. Jeśli ktoś w życiu trzyma się tych pryncypiów, mało co będzie w stanie odebrać mu osiągnięcie celu, który sobie wyznaczył. Jestem pracowita, komunikatywna, stawiam jasno reguły i daje szanse wszystkim, którzy na to zasługują, akcentuję prace zespołową i sprawiedliwość. Jak ocenić członków ekipy? Indywidualnie – informacja zwrotna, rozsądny poziom kontroli, ocena. Każdy z nich musi czuć się członkiem ekipy. Espirit de corps – duma z przynależności grupowej. Jak należy traktować członków ekipy? Równo i sprawiedliwie. Jaki główny motyw musi tkwić u podłoża ich wysiłków? Muszą się bawić – bez radości, jaką przynosi praca nie można osiągnąć najwyższego poziomu bez względu na to, czy leci się w kosmos, czy ugania za piłką. Członkowie ekipy są traktowani jako eksperci w swojej dziedzinie. Wszystkie dobre rady są już na świecie, wystarczy je tylko stosować. I być w tym konsekwentnym.

Jestem cholernie zmęczona tą przeprowadzką. Trzy bezsenne noce. Trzy odespane dnie. No cóż. Bywa. Weekend z Trapim był pyszny. Szczęśliwy pies - szczęśliwy człowiek. Piękny mecz Holandia - Francja. Spokój, sen, spokój, sens. A dzisiaj w drogę. Czuję, że się zbliżamy. To bardzo szlachetne uczucie. Chwilo trwaj! Śnie nadejdź o właściwej porze...Śnij mi się śnie mój, śnij...czy to już obłęd?


czwartek, 12 czerwca 2008

22. Mecz o pietruszkę

Szkoda. Boruc rules ok xxx

21. Cztery regały

Zdycham. Padam. Spać się chce. Nie zdążyłam przed północą. W ogóle nie zdążam bo nie nadążam. Gazety kartkuje. Książki czytuję. Telewizji nie chce mi się oglądać no chyba, że mecz. Meczę więc sobie. Dzień to był absurdalny. Kartonowo pakowalny. Cztery Regały wyjechały. Zacznijmy od tego, że kiepsko spałam. Powiedz coś wesołego. W E S O Ł E G O. Powiedział do mnie Mariusz. Ale zacznę od tego, że obudziłam się o 5 bez ukochanego. W nocy pomknął do miasta naszego bo właśnie się przenosimy ze starego do nowego. Choć dla mnie to z nowego do starego. Anyway. Rano więc spałam kiepsko. No w końcu gdy wstałam to nie wiedziałam czego się złapać. Schwyciłam się parapetu bo zakręciło mi się w głowie od nikotyny. Trucizna. No i tak truć poczęłam się do teraz. Książki moje ukochane knigi, libri, ex-libris. Pojechały. W ilości niemożliwej. Wadze nieprzeciętnej. To wszystko jest jakieś takie mało w życiu sprawiedliwe. Kobiety dźwigają ciężary. Mężczyźni tańczą w sukniach na ciężarówkach. Kolorowa tęcza. Bob Dylan gra na koncercie rytm n' blues. Przeniosłam się w lata pięćdziesiąte i o mało nie zemdlałam. Zegarek Zbyszka stanął o 22.00 w chwili gdy koncert dobiegł końca. Koniec zegarka, Dylan już nie przyjedzie. Ale, ale...jak to było...Nie pamiętam. Dni mi się mylą - już sama nie wiem co było wtorkiem a co niedzielą. Stan skupienia. No więc...Nie pamiętam. Parada równości. Marsz marszałkowską. Spotkanie z Maciejem odwołane. Kawa z lodami. I koncert. Lody. Poranek pakowanie wyjazd ikea i w drogę. Wypakowanie. Płakanie. Mecz. Pijaństwo. Whisky i lemoniada z tequilą....do czwartej rozmowy poważne z Łukaszem. Jak ciężko mi tata riti. Teatr jest luksusem. Sen słaby, sny męczące, dzień....sens sen sens sen....Raz dwa trzy. Gdzie ja - tam ty. No więc galeryjka - a tam wsiąkłam na godzin cztery i piąta była jak prezent poczęła ci ja dla brata przygotowywać. Klęłam jak szewc przy tym bom nerwowa. A może nawet nad nerwowa. Dzieło powstało - gorzej z opakowaniem. Potem mieszkania oglądanie i ciche westchnienia. Kiedy? Kiedy wreszcie? Kiedy wreszcie skończy się remont?....Remont...Remont co, końca jego nie widać....A potem urodziny - 18 -te brat mego - jedynego - kochanego - Jakuba Wspaniałego. Przejażdżka Suzuki brata - autko dostał - tata rata...No i prezentów kupa, rodziny tez kupa, dużo kupy...fe...Herbatka i kawka i w drogę....Jazda, dwie godziny i pół. I inne już miasto. Miasto Twoje - trochę moje...Padaczka i sen...Rano... Co było rano? Jakaś zawierucha. Zbyszek pomknął ja pakowałam i pracę pisałam. Potem myk myk do Pani Ewy. Potem spacer - traffic i koszykowa. Książki, knigi, libri, ex-libris. Kawa z lodami. Kartonów poszukiwanie bezskuteczne. W końcu Pani Kasia. Apteka i dom. Pakowania dalszy ciąg. A potem próby zaśnięcia o przyzwoitej porze. Ranek już dziś - zawrót głowy. Regały cztery. Cztery regały Oli mi pomógł rozkręcić. A ja spakowałam z tych regałów książeńki. Tylko jeden regał się ostał a w sumie to dwa. Jeszcze nas czeka o lalala...Słów mi brak. Zwłaszcza, że kartonów brak a ciężarówa biała co rzeczy ma zwieść nadjeżdża rano w piątek jak 2+2 = 5. I nie ma mocnych. rzeczy spakować trzeba. Talerze, garnki, sztućce, pół chleba. Buty, ubrania, płaszcze i kurtki. Telewizory, głośniki. Cylindry i kapelusze. Obrazy, ramy - drukarki, ekspresy do kawy....Pościel, ręczniki i kosmetyki a także wiadra i odkurzacze....I w co? Improwizować nadszedł czas. Pomysł nadejdzie rano. Znikąd pomocy. Szukam kartonów. Kartony poproszę. Torby, walizy i inne takie. Ile to razy człowiek w swym życiu składa swe rzeczy by je rozkładać. Dyscyplina rzeczy posiadania. Królestwo w nas a nie w tym co mamy. Nie kupuję i myślę! O to co proponuję. Jestem królestwem. Królestwo jest moje. Niczego więcej nie potrzebuje. A laptop, a lampy a papier a pisma....a popielniczka i zapalniczka. Człowiek w sieci. Siedzi, narzeka i śmieci. Ech...pffff.....lipa....Acha a dzisiaj - oli, regały, pakowanie, dentystka, kartonowanie, sprzątanie, pranie, wieszanie, latanie, kawa, spotkanie 1. Potem longer i 522. Spotkanie 2. Powrót i telefony. Człowiek jest po prostu szalony. Szaleństwa panny Kasi. A czas leci, na nic nie zważa. Ledwo była północ już pierwsza minut osiemnaście. A jutro znowu ranek. I znowu zakrętka.

wtorek, 10 czerwca 2008

20. My Words are my Worms

Jestem kobietą. Za mało czasu poświęcam tej kobiecie. Nie dbam o nią. Bagatelizuję jej moc. Czuję się męską kobietą. Mężczyzna dominuje nad kobietą we mnie. Moje męskie cechy i poziom testosteronu uciszają, tłamszą kobietę we mnie. Drwią z niej i lekceważą. Gardzą słabszą płcią. Jest we mnie jakieś chore przekonanie, wypracowane przez lata, utrwalone jak mantra. Uległam ojcu. Stereotypowi mężczyzny wodza, mężczyzny przewodnika, mężczyzny autorytetu, mężczyzny filozofa i mężczyzny reżysera. W świecie mężczyzn - przygoda, jego życie ma wartość. Kobieta - broszka. Winna leżeć i pachnieć. Do niej powraca wojownik. Do piersi tuli, pociesza. Uwodzi, zabawia, troszczy. Jego reprezentuje. Jemu przynosi chlubę. Jemu świeci. Jemu usługuje. Jest - dla niego. Wówczas - on dla niej. Wojownik i wojowniczka rywalizują ze sobą, o to samo trofeum. A kobieta we mnie domaga się akceptacji, szacunku. Pragnie być zauważona, doceniona i kochana. Chce czerpać z Tego siłę i satysfakcję.
Jestem córką. Nie spełniam się w tej roli. Od urodzenia biorę - nie daję nic w zamian. Nie pomagam. Nie zgadzam się z nimi. Mam odwieczne pretensje. Jestem na nich po prostu zła.

Jestem siostrą. Mój brat wczoraj skończył osiemnaście lat.

Jestem studentką x - system mi nie odpowiada. Dzieci nie studiują - dzieci się uczą. Studia są dla dojrzałych ludzi. Praca jest dla dorosłych. Nie zaliczam egzaminów, nie chodzę na zajęcia. Stres i lęk. Lęk i stres. Słabość. Albo jestem naj - albo zero. Środek jest linią prostą. Martwą ciszą. Flautą. Mam problemy z pamięcią i koncentracją. Żyję w świecie pojęć. Abstrakcja. Dodaje, odejmuje, rachuje, neguje, dowodzę, sprawdzam, obracam w przestrzeni. Tworzę świat robaków - słów. Małe, czarne, okrąglutkie robaki. W angielskim to oczywiste - w polskim nie tak bardzo. Uciekam. Od pracy, nauki, rozmów, trudności. Boję się wyzwań. Skąd czerpać siłę do działania? Jestem otwarta na twórczość. Ale jak wyjść z więzienia w mojej głowie? Jak się uwolnić? Siedzę we własnym więzieniu za karę. Dokonałam zbrodni na sobie. Musiałam się ukarać. Kara za pychę, za brak szacunku, brak pokory. Nie doceniam tego co mam i co bliscy dla mnie robią. Uciekam od odpowiedzialności. Dojrzałość to wyzwanie. Nie podejmuję decyzji bo nie czuję ich wagi. Buduję mit. Dziesięć lat później. Dekada od pełnoletności. Mała, rozpieszczona Kasia. Wstydzę się tożsamości. Nie nazywam jej. Jestem księżniczką bez królestwa. Bez królestwa, zamku i służby nie potrafi znaleźć swojego miejsca w świecie. Nie potrafi dostosować się do nowej sytuacji. Nie czerpie radości z chwili obecnej. Tu i teraz jej nie ma. Nie istnieje. Księżniczka się buntuje. Albo odzyska królestwo albo umrze. Królestwa nie ma, księżniczka umiera. Z każdym dniem jest jej coraz mniej. Coraz dalej od siebie księżniczka jest. Być. Żyć. Tu i teraz. że być sobą jedynie w świecie fikcji. Buduje alternatywny świat. Pogrąża się w depresji i głębokim śnie. W jej snach, jej wymarzonej krainie wszystko jest możliwe. Niemożliwe jest możliwe. Tam żyje. Tam jest. Lecz gdy nastanie świt - walczy o godność ze światem poniżając się. Autodestrukcja czyni cuda. A cudy lubi księżniczka. Obojętność pomieszana z nienawiścią. Rzadko coś czuję pozytywnego bo nie zezwala sobie na dobre uczucia. Umysł jej nie zezwala kontaktować się z emocjami. Rzadko księżniczka jest sobą. A człowiek nie może nie być człowiekiem. Jeśli zaś krzykniesz na ulicy :

"- Człowieku! " Żadna kobieta się nie odwróci.

poniedziałek, 9 czerwca 2008

19. Kim jesteś?

Kim jesteś?
Opisz siebie.
Moje plany.
Moje ambicje.
Moje marzenia.
Zadaj sobie trud poznania siebie.
Jestem ze sobą od urodzenia.
Jakie jest moje największe marzenie?
Jakie są moje trzy najsilniejsze strony?
Jaki jest mój najważniejszy cel w tym roku?
Zdaje sobie sprawę ze zjawisk wewnętrznych.
Z własnych procesów myślowych.
Ze zjawisk zachodzących w środowisku zewnętrznym.
Jestem w stanie reagować na te zjawiska?
Stan czuwania.
Akceptuje fakt, że jestem odpowiedzialna za swoje życie.
Mam wpływ na to, co mi się przydarza.
Mam wolny wybór, co do tego, jak chcesz zareagować w danej sytuacji.
Moje działania ukierunkowane są na realizację Mojej wizji przyszłości.
Każdemu przydarzają się gorsze dni.
Nie podoba mi się ta sytuacja. Chcę ją zmienić. Co mogę zrobić?
To, co osiągnęłam do tej pory zawdzięczam wyborom i działaniom dokonywanym przeze mnie i w przyszłości nic się nie zmieni.
Zdaję sobie sprawę, że ode mnie zależy, kim jestem i kim mogę być, mogę realizować swoje marzenia, nie czekając i nie oglądając się na nikogo.
Postrzegam i myślę o otaczającej mnie rzeczywistości w kategoriach:
JAK MOGĘ TO ZROBIĆ? CO MOGĘ ZROBIĆ?
Działam. Zyskuje najważniejszy w realizowaniu każdego przedsięwzięcia element – INICJATYWĘ, z obserwatora rzeczywistości staje się kimś, kto AKTYWNIE wpływa na swoje otoczenie.
NIC NIE MUSZĘ.
Nie muszę akceptować tego, co mi się w życiu przydarza.
W każdej sytuacji, która mi się przydarza - Mogę dokonać WYBORU mojej reakcji.
Wybieram konkretne działania z różnych powodów.
Praca zapewnia mi utrzymanie.
Realizację kilku moich celów życiowych.
W pracy nadal się uczę.
Uświadamiam sobie, dlaczego decyduję się wyjść do pracy i rozważam alternatywy.
Czy istniej inny sposób na utrzymanie siebie?
Jak inaczej mogę realizować moje cele?
Czy ta praca to jedyne miejsce, gdzie mogę się czegoś nauczyć?
Jakie ja rozważam opcje?
Biorę odpowiedzialność za siebie.
Dokonuje świadomych wyborów w życiu.
Jestem odważna.
Nie brak mi odwagi.
Jeżeli wiem, że coś nie wyszło, to wiem, że nie, dlatego, że ktoś zawalił, ale że ja sam się nie dopilnowałam. Jeżeli mi na tym zależy – angażuję się w naprawianie błędów.
Trzeba zdobyć to, co się chce samemu.
To ja kształtuje moje otoczenie.
Inaczej spoglądam na świat.
Inicjatywa jest po mojej stronie.
Zawdzięczam sobie swoje osiągnięcia i mam satysfakcję z tych osiągnięć.
Jestem skuteczna w działaniu.
Nie marnuje czasu na czekanie.
Osiągam większą spójność między tym, w co wierzę a tym, co robię.
Szybciej orientuję się, co tak naprawdę w danej sytuacji mi nie pasuje.
Rozumiem siebie.
Rozumiem swoje cele.
Mam niesamowitą siłę i motywację by realizować swoje cele.
Mam motywację do działania.
Wiem, do czego dążę. Dostrzegam możliwości realizacji swoich celów.
Obserwuję świat, uczę się i rozwijam.
Zdaję sobie sprawę, że moja nauka odbywa się na zasadzie prób i błędów, a dzięki temu zwiększa się moja tolerancja dla mnie i dla innych.
Wkraczam na poziom efektywności.
Praktyka czyni mistrza.
Konkrety i działania praktyczne.
Rozwój osobisty. Świadome życie. Osiąganie sukcesów.
Model małych kroczków. Porządkuję zdobywaną wiedzę na swój temat.
1. Jakie są moje wartości, filozofia życiowa?
2. Jaki ślad zamierzam zostawić po sobie?
3. Szukanie sensu życia – sens życia trzeba sobie stworzyć samemu.
4. Spisany sens życia to moja misja życiowa.
5. Moje nawyki. One manifestują, na co dzień, jakim jestem człowiekiem.
6. Pozytywne: regularne ćwiczenia, dbanie o zdrowie, o swój rozwój, efektywne wykorzystanie czasu…
7. Negatywne: nałogi, odkładanie spraw na później, niekończenie rozpoczętych zadań.
8. Aby uzyskać trwały efekt w jakiejś dziedzinie musisz wyrobić w sobie określony nawyk.
9. Stała zmiana – inwestycja w nawyk.
10. Świadomość moich zasobów i zdolności, które posiadam.
11. Jakie są moje silne strony?
12. Jakie posiadam talenty?
13. Jakie mam możliwości i szanse?
14. Co mnie ogranicza?
15. W czym jestem dobra?
16. Co może przynieść wartość innym?
17. Jakie masz zasoby? Materialne, znajomości.
18. Czy wiem, czym się zajmują i w czym są dobrzy ludzie, którzy mnie otaczają?
19. Czy mogę im pomóc?
20. Czy oni mogą być pomocni mnie?
21. Role życiowe.
22. Na tym poziomie określam siebie. Jestem…Pełnię rolę…Wżyciu pełnisz wiele ról.
23. Część ról wybrałam świadomie, na nich się koncentruję – MÓJ ZAWÓD – niektóre niejako zostały mi nadane – niedostrzegalne.
24. Człowiek może być bardzo dobry maksymalnie w pięciu rolach.
25. Wizja tego, co chcę osiągnąć w każdej z tych ról. Określenie swoich marzeń i pragnień dla każdej z ról. Wyjątkowa córka, matka, żona, przyjaciel, zapamiętana, jako pasjonat, autorytet w swojej dziedzinie. Nie ma ograniczeń w tym, co chcę osiągnąć.
26. Obraz przed oczami tego, do czego dążę.
27. Z łatwością podejmuję decyzje. Łatwo motywuję się do działania.
28. Marzenia i wizje realizuję wyznaczając sobie na drodze do nich konkretne cele.
29. Wiem, co konkretnie powinnam zrobić, żeby posuwać się konsekwentnie w kierunku tego, co sobie wymarzyłam. Co jest teraz najważniejsze dla mnie do osiągnięcia?
30. Kiedy to osiągnę? Co się wtedy stanie?
31. Jaki jest mój plan na najbliższy rok, dwa lata, pięć?
32. Co osiągnę za 30 lat?
33. Spisz i określ cele – rada.
34. W jaki sposób realizuję swoje cele?
35. Jak dobrze sobie radzę z planowaniem?
36. Zarządzaniem sobą?
37. Jakie rytuały stworzyłam, które ułatwiają mi osiągnięcie celu?
38. W jaki sposób wzmacniasz swoje DOBRE NAWYKI?
39. Pozwalaj sobie na zachowanie tego, co zdobyłaś do tej pory.
40. Zacznij od początku. Określam swoją misję życiową.
41. Zacznij od środka.
42. Określ swoje role życiowe.
43. Określ swoje umiejętności i silne strony.
44. Zidentyfikuj swoje nawyki.
45. Poznaj samego siebie, takim, jakim jesteś a nie takim jakbyś chciała być.
46. Określ wizję dla każdej z ról i do swojej misji życiowej.
47. Sporo czasu potrzeba na dojście do ładu.
48. Inwestuję w siebie i robię duży krok w kierunku realizacji siebie.
49. Żyję świadomie.
50. METODA MAŁYCH KROCZKÓW W DRODZE DO CELÓW.
51. Nie przejmuję się tym, że jestem niezadowolona z pierwszych efektów. Zawsze mogę to poprawić. Praca nad sobą polega na ciągłym ulepszaniu osiąganych efektów.
52. MISJA.
53. Moja misja opisuje to, co pozostawię, po sobie i to, w jaki sposób chcę przejść przez życie.
54. Spisz swoją misję.
55. JESTEM…. – Napisz, kim jesteś, jakie role życiowe i jacy ludzie są dla mnie najważniejsi.
56. CELEM mojego życia jest, – co chcę osiągnąć w życiu.
57. Tytuł mojego życia to………
58. Dlatego, że……………………
59. Gdyby ktoś miał nakręcić film o Twoim życiu, jaki byłby tytuł, dlaczego właśnie taki?
60. Moją pasją jest…………..?
61. Co lubię robić? Co daję mi siłę do działania……….?
62. Moim osobistym motto jest………- czy jest jakiś cytat, który określa twoją filozofię życiową, według której żyję?
63. Dlaczego ten?
64. Jestem osobą, która inni…………..?
65. Jak chce być widziana przez innych?
66. Jak chcę być dla innych?
67. Na co dzień…………. – Co robię, żeby zrealizować swój cel?
68. Aby osiągnąć moją misję będę…………………………………….
69. Co zrobię, żeby nie zapomnieć o mojej misji?

NAWYKI.
1. LISTA NAWYKÓW, których chcę się pozbyć.
2. Nałogi.
3. Odkładanie spraw na później.
4. LISTA DOBRYCH NAWYKÓW, które w sobie wyrobiłam i które pozytywnie wpływają na Moje Życie. Sumienność? Regularne telefony do domu i przyjaciół? Pozytywne podchodzenie do rozwiązywania problemów.
5. LISTA NAWYKÓW, które chcę ZDOBYĆ
6. Zdrowe odżywianie się, regularne ćwiczenia fizyczne, planowanie dnia.
7. Wiedząc, co posiadasz zwracasz na to uwagę przy podejmowaniu decyzji.
8. POZBYĆ SIĘ NIEPOŻĄDANEGO NAWYKU – WYROBIĆ W SOBIE NOWY. POZYTYWNY.
9. REGULARNE ODŻYWIANIE SIĘ.
10. 30-dniowa próba. Jak się będę czuć z nowym nawykiem w ciągu miesiąca? Nawyk powinien się utrwalić a ty wiesz, czy ci odpowiada.
ZASOBY/ ZDOLNOŚCI.
Analiza SWOT, czyli silnych i słabych stron, szans i zagrożeń.
Stwórz 4 LISTY, w które wpisuję poszczególne elementy.
SILNE STRONY określają moje zdolności i umiejętności.
Wypisz wszystko, co potrafisz robić.
Nawet swoje hobby, bo to podnosi moją wartość.
SŁABE STRONY – ograniczają mnie w realizacji moich zamierzeń.
Brak systematyczności, nieumiejętne zarządzanie czasem,
SZANSE – to wszystko, czego powinnam szukać, aby zwiększyć swoje szanse na sukces.
Wydarzenia branżowe, na których możesz zaprezentować swoją ofertę. Konkursy, które dadzą ci możliwość zdobycia pieniędzy.
ZAGROŻENIA – określają, co może mnie powstrzymać na drodze do celu – brak systematyczności, może doprowadzić do tego, że nie uda mi się przygotować do ważnego spotkania i tym sposobem coś stracę.
Słabe i mocne strony są bardziej namacalne.
Szanse i zagrożenia – wymagają abstrakcyjnego myślenia.
ROLE ŻYCIOWE.
Dotyczą najbliższych ci osób. Jestem kobietą, córką, siostrą, pasierbicą, matką chrzestną, przyjaciółką, partnerką.
To, czym zajmuje się zawodowo – Jestem studentką. Pasjonatem dziedziny.
Wszystkie role, które przychodzą mi do głowy.
Wybieram tę, które znaczą dla mnie najwięcej.
5-7 ról.
4 dodatkowe elementy.
Jak dbam o moją kondycję fizyczną?(Regularne ćwiczenia)
Jak dbam o kondycję umysłową? ( Nauka nowych rzeczy, zdolność do koncentracji)
Jak dbam o moją kondycję duchową?(Poczucie celu, misja życiowa)
Jak dbam o moją kondycję społeczną?(Interakcje z innymi)
O te 4 obszary warto dbać, żeby się utrzymywać w dobrej, wszechstronnej formie.
Na które obszary chcę mieć wpływ?
WIZJA.
Wybierz jedną z ról, nad którą chcesz pracować.
Stwórz w wyobraźni Obraz tego, co osiągniesz w tej roli.
Im więcej emocji tym ona bardziej zapadnie ci w pamięć i będzie skuteczniejsza.
Spisz na papierze wizje dla każdej z ról.
Wyobraź sobie, że osiągnąłeś sukces w życiu.
Jak się czujesz, będąc spełnionym w swojej roli?
Jak wygląda mój dzień?
Jak inni zachowują się w stosunku do Ciebie?
Ja zachowuje się w stosunku do nich?
Po czym, można poznać, że osiągnęłam sukces?
Impuls do działania w emocjach. Motywacja do realizacji swoich wizji.
Będę zadowolona z obrazu, który widzisz oczami wyobraźni.
Tablica wizualizacyjna. Umieść na niej obrazy, zdjęcia, hasła, które będą Cię przedstawiały, jako człowieka sukcesu.
Mind-movie.
CELE.
Cele powinny wynikać z Mojej Wizji przyszłości dla danej roli. Wiem, co chcę osiągnąć, widzę to i czuję, czas na przełożenie obrazu na konkretne działanie.
Dojście do celu podzielone na okresy – rok – 2 lata, 5 lat, 30 lat.
Planuj dziś to, co osiągniesz jutro. Miej przed oczami swój ostateczny cel.
Moje postanowienia. Osiągnij swoje marzenia.

18. Panorama di Roma


Panorama di Roma. Wymyślam Cię dalej. A im więcej myślę o Tobie, tym więcej w tym mnie. I więcej o mnie. Nazywasz się Wojciech. Kiedyś leżeliśmy w ciemności i ciszy. Z otwartymi oczami. Wpatrzeni w przyszłość. I powiedziałam do twego ojca: - „ Będzie Wojtek.” Bo Wojtek to nasz najlepszy przyjaciel. Wojtek Wiatr. O nim nie da się opowiedzieć w dwóch słowach. Ale można powiedzieć w dwóch słowach – Wielki człowiek…I ojciec twój powiedział tak: „– Będzie Wojtek. ” Pełna zgodność. Uśmiechnięci zasnęliśmy w objęciach w naszej małej bezpiecznej przystani. Wiatr pomrukiwał za oknem. A myśmy tak trwali w uścisku. Szczęśliwi i pewni. Siebie nawzajem i Ciebie.
Zabraliśmy Cię w pierwszą podróż do Włoch. Wenecja, Rzym, Florencja, Piza, Toskania. Polecieliśmy samolotem. Lubisz latać. Masz to po mnie. I wcale nie jestem zaskoczona, że chcesz być pilotem sterowca. Myśmy zawsze marzyli o lataniu. Podróż zeppelinem do Stanów. Odgrażałam się ojcu, że prawo jazdy zdam tylko po to, bym mogła samochodem dotrzeć do lotniska. A potem wejść na pokład mojego małego samolociku. Chciałam zostać pilotem jak Ty. Najważniejsze jest lądowanie. To sztuka. Wiem, że kiedyś polecimy razem. Wzbijemy się na tyle wysoko by robić filmy z nieba. Perspektywa aniołów była mi zawsze bliska. Pamiętam moje wzruszenie, gdy po raz pierwszy raz ujrzałam „Niebo nad Berlinem” Wima Wendersa. Ten film do dziś mi się śni. Powraca, co jakiś czas. Nadal mnie inspiruje, fascynuje. Śmiejesz się ze mnie, że znam tylko pięć obcych języków. Od dziecka wołałeś do mnie mamo w tych językach. Lubisz, gdy mówię po włosku, hiszpańsku. Mówisz, że tam pasuje. Z kawą espresso i papierosem. Nie znosisz francuskiego i nie chcesz spróbować żab. „Żaby są do skakania a nie do jedzenia, mamo!” Zawsze grymasiłeś, gdy w moich ustach znikało żabie udko. A później nie chciałeś dać mi buziaka – za karę. Najbardziej lubisz rosyjski. Uwielbiasz, gdy czytam ci letnim popołudniem na tarasie Dostojewskiego, Tołstoja, Gogola. I wołasz do mnie Moja Marina C. Lubię, gdy mówisz do mnie Marino. Gdybyś miał siostrę – tak chciałbyś, żeby miała na imię. Marina i Wojciech. Ale tata nie chce Mariny. Mówi: -„ Żadnej Mariny Marynaty.” Czasem prosisz mnie bym mówiła do ciebie Josif. Bo lubisz Brodskiego. A czasem znów chcesz by mówiła po niemiecku, angielsku. Lubisz poezje. I czasem chcesz bym mówiła do Ciebie – sir Ian. Albo Johnny. Albo znów James. Gdzie jeszcze byliśmy? Mój mały Europejczyku. W pierwszej klasie, gdy pani Cię spytała, kim jesteś, odpowiedziałeś z dumą: Jestem Europejczykiem. Mogę być Rosjaninem Niemcem, Anglikiem, Francuzem, Hiszpanem albo Włochem. To zależy gdzie mama mnie zabiera. Ale najbardziej lubię być Polakiem, bo tu się urodziłem i tu wychowałem. U nas jest wszystko pokręcone. Chciałbym, żeby morze było na południu a góry na północy. A mój kolega z Niemiec zauważył, że jego kolega zauważył, że sklepy z materacami są zawsze na rogu. No i ja sprawdziłem. I rzeczywiście tak jest. Jeśli mi pani nie wierzy – proszę sprawdzić. Zawsze na rogu. Otwieram oczy i widzę Cię z nami na Węgrzech. Budapeszt. Chciałeś mieszkać w Budzie, nie w Peszcie. W Peszcie to nie. Dostaliśmy od taty pieska na urodziny. Tata przyniósł go ze schroniska. Maleńki czarny kundelek. Bester. Bo słuchaliśmy często Bester Quartet. Tata, mama, Bester i ja – Wojtek. Rysowałeś nas trzymających się za ręce. Lubisz podróżować. W nieznane. Ja też lubię. Ja też moje kochanie. Wkrótce lecimy do Izraela. Nad nasze ukochane Morze Martwe. Lubimy je nie tylko ze względu na minerały – ale przede wszystkim ze względu na nazwę. Takie morze w ogóle nie powinno istnieć – a istnieje. Niemożliwe jest możliwe. Jeszcze jedno. Żyj tak jak marzysz w każdej sekundzie każdego dnia. Życie jest cudem. Tak. Tak. Tak.

sobota, 7 czerwca 2008

17. Włosy z jeziora

Nie mam dzieci. Czasem mnie to martwi. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Czasem mnie to wkurza. Czasem śmieszy. Czasem smuci. A czasem znów cieszy. Zwłaszcza późnym wieczorem. Gdy wszyscy już śpią. Dzisiaj nie wiem co czuję. Drżę cichutko. Szumie jak spokojne morze. Nucę kołysankę do snu. Patrzę w gwiazdy. Szukam odpowiedzi na trudne pytania. Gdzie jest moja mama? Gdzie ona jest? Odczuwam ból. Czuję go w brzuchu ale zaczyna się w mózgu. Czy przyjdziesz tutaj teraz do mnie? Czy nadejdziesz? Zjawisz się niespodzianie. Rach, ciach i po bólu. Nie bądź mną – nie bądź taka jak ja – moje drogie dziecko. Nie mam Cię. Wymyślam Cię. Jesteś chłopcem. Dużym chłopcem. Masz 17 lat jak mój brat. Prawie 18. Jesteś wysokim blondynem. Pięknie się uśmiechasz. Dużo ćwiczysz. Mieszkamy w domu nad morzem. Wiecznie ciepłym, przyjemnym. Twoja skóra – opalona, napięta, gotowa do miłości. Przyszedłeś i już ode mnie odchodzisz. Do niej idziesz. Ukochałeś ją sobie. Ona Cię wybrała. Pytasz czy mi się podoba? Nie wiem synku. Jest niebrzydka, inteligentna, oczytana. Ma słodkie piegi na nosie i burzę rudych włosów. Najbardziej lubisz owijać się jej włosami w nocy gdy cisza i mrok zapada. A pamiętasz synku. Jak się rodziłeś to ja nie płakałam. Nie krzyczałam z bólu jak inne kobiety. Wstydziłam się krzyczeć. Czułam, że nie wypada mi. A może po prostu byłam inne niż wszystkie. Chciałam taka być. Zawsze z boku. W ciszy spoglądałam na innych. I w kałuży widziałam cały świat. Nie byłam hippiską kochanie. Rocka słuchałam umiarkowanie. Jazz, punk – to była nasza muzyka. I poezja. Ale najbardziej kochałam klasykę. Wiem, że to dziwaczne. Ale filharmonia była moim drugim domem - chociaż nie potrafię grać na skrzypcach, kontrabasie czy choćby wiolonczeli. Nie śpiewam. Tańczę. Przetańczyłam całe moje życie. Dziś już nie tańczę. Nie potrafię. Ciało nie to i umysł nie ten. Wszystko jest tam synku. Dbaj o swoją wrażliwą głowę – duszę – serce. Dlaczego nie tańczę? Kiedyś wychodziłam pierwsza na parkiet i poddawałam się dźwiękom – obojętnie czy był to trans, drum n bass, hip – hop czy disco. Czułam duszą każdą melodię, każdy instrument, każdy takt, każdą nutkę. Nie zastanawiałam się co inni powiedzą. No wiesz, po prostu nie kontrolowałam się w tym co robiłam. Można by rzec, że byłam sobą. Pamiętam dzień, w którym poznałam twojego tatę. Tego dnia, uwierz mi, że mówię szczerze, wiedziałam już wszystko o nas, nawet o Tobie. Ile miałam lat? 19. Pracowałam na ulicy. To nie to, co myślisz. Spacerowałam najdłuższą ulicą w Europie – w tę i z powrotem. Do przodu i do tyłu. Od początku do końca. Rozdawałyśmy ulotki. Nie śmiej się. Żadna praca nie hańbi. Tak mówią. Mnie też to śmieszy zwłaszcza, że ubrano nas w firmowe ciuchy i byłyśmy żywą reklamą. Nie to nie był żaden pomidor ani proszek do prania. Zwykłe ciuchy. Miałam na sobie tego dnia takie krótkie do kolana, obcisłe getry w kolorze piasku. Granatową bluzeczkę we wzorki z kapturem. Ostry makijaż. I włosy jakbym wyszła z jeziora. Zielone, wzburzone. Kompletny kosmos. I jeszcze miałyśmy doczepione w ramach reklamy takie olbrzymie metki – z nazwą firmy. Obłęd. W przerwie pobiegłam na przesłuchanie do teatru. Nie miałam zbyt wiele czasu. Poprosiłam więc mojego pracodawcę, by zostawił mi moje ubrania w portierni teatru. Chciałam się przebrać przed spotkaniem. Ubrań nie było. Czas się kurczył. A przesłuchanie to przesłuchanie. Nie można się spóźnić. W ogóle spóźnianie nie jest czymś przyjemnym. Weszłam do teatru w tym przebraniu. Jak Cię widzą, tak Cię piszą. Tego dnia wzięto mnie za wariatkę. Nikt tak się nie ubiera. A już na pewno nie tancerka. Nie miałam wyjścia. To znaczy miałam – mogłam zrezygnować i pewno gdybym posiadała umysł, który posiadam dzisiaj w życiu bym się na taki krok nie zdecydowała. Ale wtedy nie brakowało mi odwagi. Odwaga w ogóle synku jest niezbędna w każdym działaniu. Trzeba mieć odwagę kochanie by być sobą. Wzięcie odpowiedzialności za siebie i dokonywanie świadomych wyborów w życiu to naprawdę ważna decyzja. Trzeba zdobyć to, czego się chce samemu. A to wymaga odwagi. Weszłam do teatru i się nie pomyliłam. Wzięto mnie za świra. Tak kochanie, to jest pewne, twoja mama chora była od urodzenia. Strasznie mi przykro z tego powodu. Choroba niczym spóźnianie jest nieprzyjemna. Miłujemy ludzi zdrowych – pozostałych jedynie tolerujemy a i to może okazać się przesadą. Nie mam zbyt wielu wspomnień, bo te które mam są nieprzyjemne. Moja choroba jest wielkim s(h)item, które z rzeczywistości wyłapuje wyłącznie mroczne doznania. Na mój widok w bufecie gwar umilkł. Taki filtr. Takie to było wejście. Usiadłam na ławce przed bufetem. Cichutko jak gdybym nie zdawała sobie sprawy, że mój ubiór, makijaż i fryzura są co najmniej dziwne. By nie powiedzieć dziwaczne. Aktorzy wrócili po chwili do rozmów. Odetchnęłam z ulgą. Po chwili zjawiła się asystentka reżysera. Ujrzałam przerażenie w jej oczach. Przedstawiłam się i uspokoiłam, że nie jestem wariatką. Nie ubieram się tak na co dzień. Po chwili przyszła Pani Choreograf i także zdębiała na mój widok. Asystent wytłumaczyła mnie. Poszłyśmy na scenę. Zdjęłam olbrzymie koturny. Weszłam boso na scenę. Zatańczyłam. Panie podziękowały mi. Podszedł do mnie Pan Reżyser. Spojrzał, uśmiechnął się i rzekł:- „No włosy jak nimfa już ma.” I tak to się wszystko zaczęło. Następnego dnia rozpoczęłam próby. Przysięgam Ci, że tego dnia wiedziałam już wszystko o nas, a nawet o Tobie. Pokochałam Twojego ojca. I ta miłość wzrastała we mnie z dnia na dzień i wzrasta po dziś dzień. Ludzki umysł to jest taki maleńki domek, do którego małpki wpadają na banany. Wszyscy biegają wokół. Nie mają dokąd pójść. Poszukują kogoś. Kogoś do kochania. Ale nie mają nic im do podarowania. I ja chcę naprawdę dowiedzieć się dlaczego? Dlaczego? Musi być jakaś droga by wyjaśnić dlaczego gwiazdy świecą? Postanowiłam wybrać się na przejażdżkę moim małym samochodzikiem. Wzlecę nim niczym ptak w niebo. Poszybuję. Wysoko, wyżej, jeszcze wyżej. Do gwiazd. Do domu. Gdzie wszyscy się śmieją do siebie. Jestem szczęśliwa. Stoję w samych majtkach i dziękuję mojemu mężowi za kanapki i kawę. Jeśli chcesz zobaczyć mnie uśmiechniętą - wpadnij na chwilę i zostań na moment.

piątek, 6 czerwca 2008

16. Księga niepokoju

Głowa mnie boli. Zdycham. Pękam. Krzyczę. Ból głowy przypomina mi o tym, jak piękne jest życie bez bólu głowy. Nie myśli mi się dzisiaj. Nie czuję mi się dzisiaj. Spać, tylko spać się chce. Nic poza tym. Znalazłam wczoraj swoje własne odbicie na kartach "księgi niepokoju" F.P. pisanej przez Bernarda Soaresa. Człowiek o wielu twarzach. Przeglądam się w jego myślach, emocjach i miejscach, barwach i dźwiękach. Czuję go tak, że aż mnie przeraża. Jakbym znalazła kogoś, kto wypowiada się za mnie, w moim imieniu. A przecież on wypowiadał się za siebie i w czasach już dla mnie odległych. 1931 to nie 2008. A jednak. Wciąż to samo. Staw. Woda stoi. Brak ruchu. Śmierć. Każdy w średniowieczu i Obcy współcześnie. Upadek. Katastrofa. Ameryka uśmiechem próbuję wyleczyć ze smutku, frustracji, agresji miliony mieszkańców. Północ - Południe. Walka wciąż trwa. Czarny - Biały. A teraz i Żółty. Ropa naftowa. Rurociąg. Gaz. Partnerzy - Wrodzy. Austria sprawdza paszporty, dowody na wszelki wypadek, na czas euro. Lęk. Obawa. Kibice. Kibuc. Komuna. Okrągła, skórzana, bezlitośnie skopana - piłka. Zbieramy punkty na stacjach Orlen. Za ileś tam nalepek - jakaś tam piłka gratis. Kocham piłkę nożną. W każdej postaci. Kocham naszych chłopaków. Cierpię z powodu kontuzji Błaszczykowskiego. I współczuję kolegom. Ilekroć patrzę na nich biegających, biało - czerwonych po zielonym przez dwie połowy i wypięte pośladki Boruca, raz z lewej, raz z prawej strony w wyobraźni usuwam z boiska piłkę i przyglądam się chłopakom tym bardziej, z namysłem - jak oni pięknie biegają w poszukiwaniu sensu i celu. Siedzę w swetrze i w bluzie, kaptur na głowie - dłonie mam lodowate. Zdycham z bólu, głodu i zimna. Na zewnątrz lato a wewnątrz zima. Od samego wychodzenia i wchodzenia można się pochorować. Idę na słońce. Bez swetra i bez bluzy i bez kaptura. Z książką pokrążyć gdzieś po parkach i po ulicach. Smoczyca dostała srebrnego smoka. Taka z niej sroka.
lipiec 456
sierpień 8910

czwartek, 5 czerwca 2008

15. Uczucia...

RADOŚĆ. Uśmiech. Ulga. Podziw. Spokój. Ufność. Lekkość. Sympatia. Zachwyt. Wesołość. Pożądanie. Fascynacja. Satysfakcja. Przyjemność. Serdeczność. Zadowolenie. Pogoda ducha.

after the rain comes sun, after the sun comes rain again...the way I feel it...
follow me now...

Muza - moja Muza - mój mały wewnętrzny świat. Dźwięki i obrazy. Obrazy i dźwięki. Światło i cień. Rozpływam się w nim. Poruszam w górę i w dół. Do przodu i do tyłu. Swinguje. Kocham. Całe wnętrze moje pulsuje, krew krąży w żyłach, dusza tańczy. Poruszam się lekko, spokojnie, niespiesznie. Cicho i miękko. Drgam. Rytm. Takt. Melodia. Wodzę dłońmi w powietrzu. Komunikuję się ze sobą. Szamanię. Istnieje w ruchu. W muzyce. W tańcu. Motyl schwytany w siatkę wesoło podryguje bez świadomości złego. Pragnę WOLNOŚCI! Wolność jest moim celem. Okno otwarte szeroko. Ale w oknach wciąż kraty. By wydostać się na zewnątrz - trzeba pozbyć się krat.

SMUTEK. Żal. Zawód. Porażka. Tęsknota. Zranienie. Samotność. Odrzucenie. Bezradność. Przygnębienie. Rozczarowanie. Poczucie krzywdy. Poczucie Pokonania.

Śniło mi się, że nie możemy mieć dzieci. Bezpłodność. Zdecydowaliśmy się wybrać kobiety, które Zbyszek zapłodni a one urodzą nam nasze dzieci. Zbyszek przyprowadził mi dwie kobiety i rzekł: "- Te kobiety urodzą nam dzieci." Przyjrzałam się im dokładnie i uczułam ukłucie w sercu. Duszność. Nogi z waty. Odrzekłam: "-Dobry wybór kochanie." Zagryzłam wargi, usiadłam na kamieniu. Czekanie. Oczekiwanie na to co ma się zdarzyć. On w miłosnym uścisku z tymi kobietami. Ból i zazdrość. On w tych kobietach. One dla nas. on dla nich. I ja. Na kamieniu kamień. Ja - głaz. Twarda, silna, kształtna. Żadnych łez, żadnego wzruszenia. Cisza. Zbyszek podchodzi do jednej z nich. Słyszę jak szepce jej do ucha: - " Jesteś najpiękniejszą kobietą w Polsce." Moje wnętrze krzyczy - : "Nie!" Na zewnątrz martwa cisza. Żal, przygnębienie, łańcuszek łganych, zagryzanych, ściśniętych w gardle - łez. Nie, ja tego nie zniosę!" On wkłada jej język w ucho. Zagłębia się w muszlę. Sprawia mu to ogromną frajdę. Spogląda na tę kobietę z takim pożądaniem, że dławię się stłumionego w środku kaszlu. Patrzę. Nie patrzę. Zamykam oczy i znikam jak kamień. Woda wzburzona zalewa mnie. Tonę. Podaje się temu. Pokonana. Skrzywdzona. Rozczarowana. Bezradna i przygnębiona. Odrzucona, samotna, zraniona. Zawód, porażka, żal. Tęsknota za Tobą we mnie się wzbiera jak fala. Przychodzi i odchodzi gładko. Wypłynęłam. Dziecię maleńkie na rękach trzymam, moje i nie moje. Nasze. Maleństwo z twarzą starca. Krzywi się ten maleńki starzec na mój widok. Biologia? jakby mówił do mnie :" Ty nie jesteś moją mamą." Odrzuca mnie. Odkładam go więc na kocyk. Wychodzę. Malec sam ze sobą zostaje. Gdy wracam cała jego twarz pokryta zmarszczkami jest sina. Maleństwo się dusi i krztusi. Podbiegam. Unoszę go gwałtownie do góry by złapał haust powietrza. Płacze. Krzyczy na mnie. Sen się w tym miejscu urywa. Wybudza mnie mój własny krzyk. Wstaje z łóżka zlana potem. Wycieram mokre piersi koszulą. Oddycham głęboko. Próbuję się uspokoić. Wrócić do siebie. Nagle błysk. To przecież ja się dusiłam. Na tym kocyku. Mama zostawiła mnie samą w pokoju. A ja nie mogłam unieść głowy do góry bo była za ciężka. Cięższa od maleńkiego ciałka. Rączek i nóżek. Brzuszka i plecków. Dusiłam się. Sama ze sobą. Mama wbiegła i uniosła zsiniałe maleństwo do góry. W ostatniej chwili. Ile dzieliło mnie wówczas od śmierci - tego nie wiem. Wiem, ze doświadczyłam umierania. Nie pamiętam jakie to uczucie .

STRACH. Lęk. Obawa. Panika. Zawiść. Niepokój. Zazdrość. Nieufność. Niepewność. Przerażenie. Onieśmielenie. Przestraszenie.

Wszędzie gdzie idę - towarzyszy mi mój cień. W niedzielę ten mój cień - nieźle mnie nastraszył. Północ. Ciepła noc. Powrót ze stacji z chlebem tostowym i serkiem do tychże tostów. Papierosy i zapalniczka. Zbyszek nie podwiózł - spieszył dalej. Mam nadzieję, że nikt mnie nie zgwałci. Pora na gwałt nie właściwa. I wtedy gdy szybko mknęłam znaną mi trasą podszedł do mnie podpity mężczyzna. Paliłam. - " Przepraszam bardzo czy może mi pani dać ognia?". " Nie pora na ogień panie" - w myślach rzekłam. Podałam mu zapalniczkę. Chwilę zajęło mu podpalanie i przyglądanie się mojej osobie. Pewno dwoiłam mu się w oczach. Chwiał się na boki. Oddał mi zapalniczkę i podziękował za czekanie. Ruszyłam dalej. Nagle słyszę za sobą jego wołanie. " Zgasł mi, zgasł mi!"Staje. Odwracam się. On idzie ku mnie - z tym samym pytaniem. " Przepraszam czy może mi pani dać ognia." " Nie pora na ogień panie" - w myślach powtarzam. Ale daję mu zapalniczkę. On powtarza podpalanie - idzie mu to równie niezgrabnie jak za pierwszym razem. czekam. Papieros mój dogasa, jego płonąć zaczyna. Z uśmiechem zapalniczkę mi oddaje jakbym mu swoim czekaniem radość sprawiła. " Dziękuje." " Proszę bardzo." " Nie pora na ogień panie." Idę przed siebie, nie zwalniam, nie staję. Czerwone ale ja idę dalej. Już jestem bliżej. Nagle czuje, że za plecami ktoś idzie za mną. Odwracam się przerażona. Widzę swój cień. Patrzy na mnie. Ja na niego. Nieźle, żeś mnie nastraszył kolego. Otwieram drzwi. Wchodzę. Włączam światło. Zamykam drzwi. Teraz już dobrze. Mogę spokojnie usiąść w oknie. Zapalić. Dobranoc.

WSTYD. Poczucie winy. Lekceważenie. Zakłopotanie. Zażenowanie. Upokorzenie. Poniżenie.

Wstaje w południe. Zamulona ryba. Kiwam się. Pijana. Na kacu. Zażenowana porą późną i nocą, która ustała jakby w oka mgnieniu. Oczy zamknęłam gdy już świtało. Znowu zaczytałam się w słowach. Ach te słowa, słowa, słowa...Pożerają mnie całą. Przeżerają, konsumują, wyżymają. Pluję słowami. Ślinę mam lepką od fajek. Wciąż palę. A już nie paliłam pół roku. wszystko wraca. Koło sie kręci. Trzy godziny do siebie dochodzę. Na przemiennie kawa i fajki. Fajki i kawa. I słowa na białych kartach. Tak żyć się nie da. A jednak tak żyję. Zamknięta w słowach. Na białym czarne. Czarne na białym. Zasypiam, wstaje. Sny - filmy. Jem mało. Prawie wcale. Nie dbam o ciało. Umartwiam ciało. Zamartwiam ciało. Umysł zaśmiecam. Serce zatruwam. Duszę się. Duszę mą duszę.

GNIEW. Bunt. Furia. Złość. Odraza. Wstręt. Obraza. Niechęć. Pogarda. Urażenie. Wrogość. Nienawiść. Oburzenie. Obojętność. Wściekłość. Znieważenie. Rozdrażnienie.

Za dziesięć ósma muszę wyjść. Opuścić mieszkanie. Przychodzą agenci. Oglądać moje wnętrze. Wystawione na sprzedaż. Chętnych jest wielu. Nikt jednak na zakup się jeszcze nie zdecydował. Za drogie? A może za tanie? Za ciemne? Za zimne? Za małe? Za ciasne? Ściśnięte, że wkrótce nic z niego nie zostanie. Tak żyć się nie da. Owszem, tak żyć się daje.



14. Czy to da mi szczęście?

"W życiu szukamy szczęścia. Jak powiedział Dalajlama, jest to niezaprzeczalny fakt. Jeżeli dokonując życiowych wyborów, będziemy o tym pamiętać, łatwiej nam będzie porzucić działania, które w końcu i tak stałyby się źródłem cierpienia, nawet jeśli związane są z doświadczeniem chwilowej przyjemności. Przyczyna, dla której zazwyczaj tak trudno jest " po prostu powiedzieć nie", zawarta jest w słowie "nie" - wiąże się ono bowiem z porzuceniem, z odmówieniem sobie czegoś.
Dobrze jest więc przed podjęciem każdej decyzji zapytać samego siebie: "Czy to da mi szczęście?" To proste pytanie może stać się doskonałym narzędziem, które pomoże nam mądrze postępować we wszystkich sferach życia, a nie tylko podejmować decyzje, czy brać narkotyki lub zjeść trzeci kawałek tortu bananowego. Rzuca ono całkiem nowe światło na nasze życie. Podejmowanie codziennych decyzji w oparciu o to pytanie sprawia, że nie skupiamy się na tym, czego sobie odmawiamy, lecz czego szukamy - na ostatecznym szczęściu. Taki rodzaj szczęścia,jak mówi Dalajlama, jest stabilny i trwały. Pragniemy bowiem takiego szczęścia, które przetrwa życiowe wzloty i upadki i zwyczajne zmiany nastroju, jako integralna część matrycy naszej istoty. Mając to na względzie, łatwiej jest podejmować "właściwe decyzje", ponieważ działamy, aby dać coś sobie, a nie z czegoś rezygnować lub czegoś sobie odmawiać - jest to postawa zbliżania się, a nie oddalania, korzystania z życia, a nie odrzucania go. Owo poczucie zbliżania się do szczęścia może przynieść niezwykle głęboki skutek i sprawić, że będziemy bardziej otwarci na radość życia."

fragment "Sztuki szczęścia - Poradnik życia.
Jego Świętobliwość Dalajlama Howard C. Cutler"

środa, 4 czerwca 2008

13. Dziurka do zapłodnienia i kubeł na mdłości.

Katharsis. Okazuje się, że uczucie trwogi jest dostępne nie tylko w teatrze ale i być może obecnie, jedynie, u psychologa czy jak wolicie psychoterapeuty. Gdyby usunąć ze słowa PSYCHOTERAPEUTA litery EU, następnie zamienić pierwsze E na A oraz ostatnie A na Y otrzymamy PSYCHOTARAPATY. Tak chyba się właśnie czuję. Chodzę do psychotarapaty i uczestniczę w psychotarapatach. Opowiadam o psychotarapatach każdemu napotkanemu człowiekowi, który nie zgodził się (jeszcze) wewnętrznie na owe zmagania z psychotarapatami. Do skuteczności wizyt u psychotarapatów nie zamierzam nikogo przekonywać. To po prostu działa. Pomaga. Zmienia zachowania, co jak wiemy, nie należy do zadań ani przyjemnych ani łatwych. Najchętniej więc odrzucamy to, czego się boimy i tkwimy w miejscu, kręcąc kółka wiecznego powrotu zgodnie z naturalnym cyklem zmian pór roku. Oszukujemy się, że idziemy przodem do przodu, pokonujemy trudności, nie pamiętamy i nie rozpamiętujemy przeszłości. Nie myślimy o przyszłości na wszelki wypadek, a jeśli już zdecydujemy się to zrobić to wówczas, projektujemy różnego rodzaju katastrofy aby dokarmić nasze własne lęki, które jak każde żywe istnienie zdycha bez pokarmu i umiera z pragnienia. Lęki nas kochają za karmę strawną. Nie lubią zaś sloganów z amerykańskich gazet. Protestują. Słyszę ich krzyki donośne - Żadnego bullshitu! Nie chcemy Keep smiling! I'm good. Bunt na pokładzie. Spryciarze. Pasożyty. Doskonale czerpią ze swojego żywiciela wszystko, czego im trzeba. Spróbuj powiedzieć "nie" i obserwuj w spokoju jak skręcają ci najpierw kiszki, potem serce a na końcu zwoje mózgowe. Ziemia drży. Wszystko jest w jądrze. Jądro jest wszystkim. Tam ja, Tam ty. My tam. Ziemia drży. Trzęsienia ziemi wynikiem niezgody na dalsze, takie właśnie, postępowanie. Niszczenie. Synonim człowieka. Co Bóg stworzył, człowiek zniszczyć może. Zamiast nie sięgać po owoc - po ten właśnie owoc sięgnął. I skończył się raj. Proszę państwa i takie są właśnie, konsekwencje naszych pragnień i głodu naszych lęków. No bo chyba nasi rodzice bali się choć odrobinę zakazu. Chcieli przekroczyć granicę z ciekawości? Poczuć, że poza rajem jest jeszcze piekło? Lekcje nie odrobione. Płomienie gorące. Lepka lawa. Popiół pokrywa bez dzielenia na dobrych i złych. Popiół - marność nasza nad marnościami, marność. Mądre głowy mówiły, ostrzegały - słów mądrych nauk nie brakuje - czego więc brak odczuwamy? Co jest z tą pustką? Przebój z dzieciństwa - "...stoisz na ulicy z nią, twarzą w twarz, szeptem mówię mała patrz cywilizowany świat potem obejmuje ją...wolno płynie czas...ta da dam ta da ta dam..." Magnetofon szpulowy - absolutny rarytas. Za oknem robotnicy - śpiewają. Wspomnienia. Serce rytmicznie tyka. Pamięć dźwięków i obrazów. Siła słowa i muzyki. Muzyka jest absolutem - w niej trudno o ściemę - czarno na białym widać umiejętności. Selekcja jest błyskawiczna. Ma głos albo nie ma głosu. Kropka. Potrafi grać na instrumentach albo nie potrafi. Kropka. Jasne kryteria. Ludzie nam są potrzebne jasne kryteria i punkt odniesienia - ja. Kontakt ze sobą samym jest podstawowym kryterium istnienia w świecie. Kto nie ma siebie temu biada i bieda. Pustka ażurowa. Pustka pustakowa. Czytam sobie. Dzień mija. Na zewnątrz ciepło - wewnątrz lodowato. Czas płynie. Uważnie rejestruje każdą chwilę. Przyglądam się aktorce, ślicznej. Z nogą w gipsie, z trudem skacze do kawiarni, na spotkanie. Pan z bujną czupryną kręconych loków z panią w okularach i bluzce w paski. Ahoj marynarze! Aleją gwiazd płyniemy! Pan kelner i Pani kelnerka kosmitka. Włosy im stoją jak czułki. Ludzie w pracy pogrążeni. A ja pogrążona w literach, wodzę od słowa do słowa. Analizuje sensy, chwytam prawdę. Rozmyślam. Wzdycham. Sprzeciwiam się i buntuje. Ciemno, zimno, załamanie pogody nadchodzi. Czuję to w kościach a przecież mam dopiero 28 lat. A może już mam 28 lat. Może dlatego. I co z tego? I nic z tego. Strona 59 pachnie zakurzoną deską, na której wieczorem, zazwyczaj o 19.00 w świetle punktowym, jasnym, z mroku wyłania się postać. Porusza się, wykonuje gesty i mówi prozą lub wierszem. Dialog rozpoczyna z nieokreśloną osobą w liczbie zazwyczaj 100, 80 lub 200. I to jest i była, kiedyś i dziś - najlepsza z możliwych rozrywek - trwoga - spotkania ze sobą, w teatrze, w ciemności, w ciszy umiłowanej i świętej.

wtorek, 3 czerwca 2008

12. Jesteś lepszy od Telewizji


Zmęczenie mnie dopada. Senność ogarnia. Kaptur na głowie. Trudny dzień. Ważny dzień. Konstruktywny dzień. Kawa mrożona z lodami razy dwa. Lemoniada. Pierogi z mięsem i masłem. Herbata zielona. Paczka fajek. Pani Ewa...Ach Pani Ewa...Sklep z Tanią Odzieżą. Dziki tłum kobiet napierających na ciuchy. Wieszaki na szyi, ramionach, i w zębach. Obłęd. Upał. Skwar. A w mieszkaniu - piwnica. Wino to lubi. Zakupy obowiązkowe. Litery, zdania, słowa. A zatem 4 maleńkie cudeńka na półce pląsają. Z kolegami witają. Od wrogów twarze swe odwracają. Podróże od człowieka do człowieka. Przez imiona. Przez nazwiska. Określenia. Gatunki. Wydania. Okładki twarde i miękkie. Duże i małe. Grube i chude. Wreszcie i przede wszystkim - Moje.
Mieć zamiast być? O nie, nie. W trójce wczoraj audycja cudna na tak. I cały dzień na tak. Tak. Jesteś lepszy od telewizji. Pora określić ramy scenariusza. Pora wyznaczyć cele. Od człowieka do człowieka. Tu i tam. To i sio. Themerson w oczach, Oz w sercu, Pessoa w uchu a Schopenhauer w nosie. Muszę zacząć wszystko jeszcze raz. Od początku. Ab ovo...

" To jest pieśń o ludziach
o tym, co myślą, i o tym, czego chcą,
i o tym, czego wydaje im się, że chcą." Natah Zach





niedziela, 1 czerwca 2008

11. Blur Witch Project

Z punktu widzenia dziecka na Dzień Dziecka. Biorę się w garść. Jest nadzieja.

sobota, 31 maja 2008

10. Dwa teatry.

Kąpiel gotowa. Zaciągam się dymem. Pan z laską spaceruje o tej samej porze, tą samą ścieżką. Pan Kant. Spoglądam na zegarek. Już późno. Nie zdążę do fryzjera. Za chwilę jedziemy do Sopotu. Jutro Hel. Dotarło do mnie, w tej chwili właśnie, że umieram. Powoli. Systematycznie. Umieram. Ubywa mnie po kawałeczku. Doszłam do punktu, po przekroczeniu, którego już nie ma powrotu. Osiągnęłam, ten właśnie punkt. Wyjścia są dwa. Albo umrę albo się odrodzę. Drzewo bez gałęzi. Róża bez kolców. Słońce bez promieni. Księżyc bez Pana Twardowskiego. Mucha bez nóg. Powoli wszystko mi się wyjaśnia.
"- Szanowni Słuchacze! - rzekł prof. Mmaa i świat wydał mu się nagle prosty i nieskomplikowany. - Świat wydał mi się nagle prosty i nieskomplikowany - powiedział prof. Mmaa. - Zapewniam jednak Państwa, że to, czy wydało mi się nagle tak, czy inaczej, nie będzie miało wpływu ani na treść, ani na formę mego wykładu, którego przedmiot jest skomplikowany i zagmatwany." Stefan Themerson "Wykład Profesora Mmaa".

piątek, 30 maja 2008

9. Der Buddhismus

"Glueck ist eine Frage der inneren Haltung" - Der Dalai Lama im Gespräch.
Fuer Tibet und die Welt.

Nur eine von zahlreichen schulen des buddhismus verehrt ihn als ihren spirituellen Fuehrer. Und doch ist Tenzing gyatso, der 14. Dalai Lama, in der vergangen Jahrzehnten zur weltweit bedeutendsten buddhistischen Persönlichkeit aufgestiegen. Durch seinen friedlichen Einsatz fuer die tibetische Kultur, durch sein charismatisches Auftreten und die kraft seines Beispiels gilt er vielen Menschen als ethisches und politisches Vorbild. Ein Gespräch mit dem " Ozean der Weisheit" ueber seinem Alltag und die Essenz der Lehre Buddhas.

Der 71-jährige Dalai Lama wird geachtet als buddhistischer Lehrer - und Repräsentant einer universellen Ethik.

Interview: Andreas Hilmer

Es ist kalt in Dharamsala, jenem indischen Bergort in 1800 Meter Hohe, in dem der " lebende Buddha" wohnt. regen und Hagel. Nebelschwaden branden an die Felsen. In einem Flachbau tagt die tibetische Exil-Volks-Vertretung mit 46 gewählten Abgeordneten, welche die verschiedenen Regionen und buddhistischen Schulen tibets repräsentieren laut.

Nur wenige Strasen sind asphaltiert - das Fluchtlingsort ist seit fast 50 Jahren ein Provisorium. Kleine Marktstande mit Flaggen, religiösen Objekten und Fotos, die das geistliche und weltliche Oberhaupt der Tibeter zeigen. " Kundun" nennen sie ihn hier, den Gegenwärtigen.

Hinter einer hohen Mauer dann mehrere flache Pavillons; hier lebt und arbeitet der Dalai Lama.

Die Sonne bricht durch. Im inneren der resident ein paar alte Mönche, einige Beamte und Koche, die Pause machen. In der Empfangshalle Buddha-Statuen, religiöse Rollbilder, ein traditioneller Altar. Ein paar Mönche warten.

Und dann ein glucksendes lachen, eine herzliche Begruessung. Der"Ozean der Weisheit" wird von einem Dolmetcher, einem Medienassistenten und zwei privatsekretaren begleitet. Er tragt wie immer das traditionelle dunkelrote Moenchstuch, wirkt entspannt und zugleich hoch konzentriert. Es ist mittags, Viertel nach zwölf.

W tym miejscu zaczyna się wywiad. Jestem bardzo ciekawa pytań i odpowiedzi Dalai Lamy. Niestety naukę języka niemieckiego zakończyłam na etapie szkoły średniej. Dekadę temu. Co z tej nauki pozostało? Niewiele. Wszystkie czynności, których nie powtarzamy zanikają. Nieutrwalona wiedza zanika także. jakie to smutne. Tyle lat kucia i nic nie zostało w głowie. Wyparowały sobie wiadomości z biologii, fizyki i chemii. To samo z matmą, historią, przysposobieniem obronnym, religią. Języki obce także wyparowały. Albo poszły w las. nauka poszła w las. Jaki jest ten las wiedzy zapomnianej? Gęsty i ciemny? Świerkowy? Iglasty? czy mieszany? Czy w tym lesie żyją zwierzęta, trójkąty i drobnoustroje? Czy pierwiastki chemiczne, zbiory i wielomiany przyjaźnią sie ze sobą? A co z ułamkami? Czy ułamki grają w kosza? Albo biegają na 100 m? Co z prawami fizyki? Czy wszystkie obowiązują na raz w tym lesie czy pojedynczo? W końcu czy w lesie tym żyją także ludzie - homo sapiens - Ci, których spotkaliśmy i którzy przeminęli? czy jest w nim Pan Bóg i Duch Święty? Anioły, diabły, poeci? Słowa, zdania, gramatyka i słowotwórstwo? Liczebniki, deklinacja i lektury szkolne? Co z tego w głowie naszej zostaje? Muzyka, w-f, polski, angielski, plastyka, technika, godzina wychowawcza? Pani dyrektor, apel, matura, studniówka, dzień niepodległości? pani wychowawczyni i pan wychowawca - czy maja świadomość, że poszli do lasu? Czy w lesie poczęli rozumieć czym byli lub czym mogliby być dla nas - swoich wychowanków? Czy pamiętają nasze imiona, numer w dzienniku, worek na buty na zmianę? nasze troski, problemy, zawirowania? Nasze pasje, hobby, myśli, sposób wyrażania? Czy widzieli nas tymi, którymi jesteśmy dziś? Kim my dla nich? Oni dla nas? W tej chwili? Ważne, istotne . Nieważne, nieistotne. Coś, ktoś, komuś, czegoś, kiedyś zabronił. Ktoś, coś, komuś, z czegoś postawił pałę? Im dalej w las, tym więcej drzew. Pamięć. Sprawa dla każdego z nas kluczowa. Czemu więc tak ją zaniedbujemy? Dlaczego zamiast włosów prostowałam swoje zwoje mózgowe? Okradłam samą siebie z pamięci. Zepchnęłam wszystko co niemiłe do kosza z brudną bielizną. Nieświadomy kosz wypełniony po brzegi począł wyrzucać śmierdzącą odzież, majtki, staniki, skarpety na zewnątrz. Byś poczuł smród, którym się raczysz. Czujesz jak śmierdzi? To Ty tak śmierdzisz. Mówisz, że się myłeś? Ja mówię Ci, że tego smrodu ani kąpiel pachnąca, ani nawet perfuma nie zmniejszy. Tylko ty sam możesz wziąć te rzeczy w swoje ręce, wrzucić je do pralki, nastawić program na pranie uniwersalne ale nie na program wyższy bo jeszcze rzeczy się zmniejszą, skurczą, stracą swoją formę. Po praniu powinny zachować swoje naturalne kształty. To ważne by wyprać swoje brudy. Przyjrzeć się im z bliska, powąchać, zapamiętać, wrzucić do bębna - przebaczyć. To jest prawdziwa nauka. Z resztą nie wiem.

"Das nirvana ist fast so etwas wie der christliche Himmel"

"Seinen feinden zu schaden heist auch immer: sich selbst zu schaden"

"Sterbe ich auserhalb Tibets, wird man den nachsten Dalai lama auserhalb Tibets finden"

Mój osobisty komputer odmówił współpracy. Nie zezwolił na używanie liter niemieckich. Tekst zatem jest ich pozbawiony - co nie będzie jak sądzę problem ani dla tych, co znają niemiecki, ani dla tych, co go nie znają. Problemu więc nie ma. Jest za to metoda. Metoda 1000 słów. Ale o tym następnym razem.

czwartek, 29 maja 2008

8. Pasta z pesto i zęby w dupie

Przygoda ciała z duszą, gdzie ludzie potrafią kochać i kłamać. Wstałam. Proszę o brawa. Nie było to wcale łatwe. Ciało odmawia posłuszeństwa. Umysł sie cieszy - więcej marzeń sennych, krótszy dzień. Obrzydliwa kawa z fusami. Popiłam nią swoich krągłych pocieszycieli. Raz, dwa. Pora obiadowa. Ugotowałam kluski. Lubię słowo kluska. Makaron, pasta z pesto. Papieros. Słońce na zewnątrz. Ptaki świergolą a ja świruje. Od fusów rzecz jasna. Żołądek tańczy. Co dziś za dzień mamy? Dzień bez mamy. Pora dorosnąć. Wkroczyć na drogę do poznania wyższych światów. Sylwia ma katar. Współczuję. Nie ma nic gorszego na świecie niż zapchany nos i uszy latem. Choć jeszcze wiosna, a może już lato. Ciepło na zewnątrz, w pomieszczeniach jak w piwnicy. Chłód i ciemność. Wino to lubi. Ja jakoś to znoszę. Marzy mi się spacer do parku, wezmę Manuelkę ze sobą. Usiądziemy na ławce, pogadamy. Piękny dzień. Owszem, piękny. Trzecie oko. Wyrosło mi dzisiaj centralnie na czole. Dokładnie w miejscu gdzie hinduski rysują czarną kropkę. Ja mam czerwoną. Indiańską. Obrzmiałą. Zastygła krew. Życie martwe. Jakże ciekawy jest proces gnicia. Sylwia zadzwoniła, opowiedziała historie niesamowite. Poruszające. Przypomniała mi słowa pewnej piosenki. Teraz ją sobie nucę. W zasadzie pamiętam tylko refren. To szło jakoś tak: "A ja mam zęby w dupie, ogromne zęby w dupie, co lubią robić, rach ciach ciach, rach ciach ciach." Pamięć. Ku pamięci. Pamiętnik. Pamiątka. Lecytyna. Umysł śpi. Śpimy my. Przebudzenie boli. Mania czytania. Namiętność. Słowa, zdania, myśli, czyny. Muzyka. Carmina burana. Opera. Teatr. Film. Fotografia. Radio. Lista przebojów. Lista podbojów. Walka. Porażka. Dechy. Liczenie do dziesięciu. Leo wybrał skład na Euro. Ci co jadą, współczują tym co nie jadą. Stawiam 200 zł Na Polskę w meczu z Niemcami. Wiara to podstawa. Chłopaki wierzę w Was. Dajcie czadu. Odwagi. Tyle lat kopania piłki a forma słabiutka. Śniły mi się dzisiaj konie. Stałam w długich, czarnych, skórzanych butach. W stroju jeździeckim. Gotowa do skoków. Obraz się urwał. Gdy byłam małą dziewczynką jeździłam konno. W niedzielę tato mój opowiadał o moim jeżdżeniu. Opowiadał Zbyszkowi jak zakończyła się moja jazda. Wszystkim opowiada tę historię. Zawstydza mnie. Skończyłam jeździć w wieku 10 lat. Pewnej niedzieli się przeraziłam. Nie konia, tato. Nie tego, że nie miałam siły konia zatrzymać w galopie. Nie tego, że mógł mnie zrzucić. Krzyczałam: Tata, tata! A Ty zatrzymałeś mojego konia. Iskierka mnie poniosła. Poszła w galop za twoim koniem. Zrobiła to na oczach mojej macochy. Tato, ty nie pozwoliłeś jej zasiąść na konia bo była w ciąży. W dniu, w którym ją poznałam poniósł mnie koń, poniosły mnie emocje. Poczucie odrzucenia ma związek ze zrzuceniem. Upadkiem na ziemię. Tego dnia zobaczyłam, że świat się zmienia. Nic nie będzie już jak dawniej. Ty przedstawiłeś mi swoją kobietę. To spotkanie na zawsze zamknęło w moim umyśle marzenie, że moi rodzice będą ze sobą razem. Moja mama i mój tata. My. Moja rodzina. Wszystko się rozpadło. Rach ciach ciach. Będziesz miał dziecko z inną kobietą. Rach ciach ciach. Przedstawiłeś mi swoją nową rodzinę. Rach ciach ciach. Tego dnia stałam się kobietą, tato. To mnie przeraziło. Nie koń, nie galop. Stałam się Kobietą Łazarzem. Po dziś dzień - dekady trzy, pryskają bańki mydlane w moim sercu, duszy, umyśle. Rach ciach ciach. Dziecko rodzi się pełne ufności. Pełne pokory, wiary, miłości. Świat i ludzie są dobrzy. Jesteśmy wyposażeni we wszystko. Nie żadna tabula rasa. Tylko pełnia. W dniu naszych narodzin - rodzi się nowy człowiek a także nowy mały świat. Utopia. Jest piękny niczym raj. Jest prosty, nieskomplikowany. Wszystkie reguły są jasne. Ta pani z piersiami to kobieta, moja mama. Ten pan z siusiakiem, bez piersi to mój tata. Ja jestem ich dzieckiem. Mieszanką mamy i taty. 2 w 1. Wash&Go. Nie jestem nimi ale noszę ich w sobie. Noszę i babcie i dziadków. I dalszych krewnych. Wszystko mam w sobie i wszystkich. Oto ja. Homo sapiens. Jestem a to znaczy, że świat tego chciał. I to jest dostateczny powód by kochać siebie. Jestem. Tu i teraz, w pajęczej sieci snuje swoją nitkę. Dla siebie. O sobie. "Życie powinno być odręczne, autentyczne - żadną fotokopią cudzych marzeń." Sandra K. z "Namiętnika" M. Gretkowskiej.

środa, 28 maja 2008

7. Kiedy dziecko było dzieckiem

Popatrz na zdjęcia i usłysz słowa:




Kiedy dziecko było dzieckiem
chodziło kołysząc ramionami.
Chciało aby strumień był rzeką
rzeka potokiem
a ta kałuża morzem.
Kiedy dziecko było dzieckiem
nie wiedziało że jest dzieckiem.
Wszystko było pełne życia,
a samo życie jednością.
Kiedy dziecko było dzieckiem
nie miało opinii na żaden temat.
Nie miało nawyków.
Siadywało ze skrzyżowanymi nogami,
podrywało się do biegu,
miało piasek we włosach
i nie robiło min kiedy je fotografowano.
Kiedy dziecko było dzieckiem
był to czas tych pytań:
Dlaczego ja to ja, a dlaczego nie ty?
Dlaczego jestem tutaj, a dlaczego nie tam?
Kiedy rozpoczął się czas i gdzie kończy się przestrzeń?
Czy życie pod słońcem to tylko sen?
Czy to co widzę, słyszę i czuję
nie jest tylko iluzją świata przed światem?
Czy zło faktycznie istnieje,
i czy są ludzie naprawdę źli?
Jak to możliwe że ja, który jestem,
nie istniałem zanim zacząłem być
i że któregoś dnia
ten którym jestem
nie będzie tym którym jestem?
Kiedy dziecko było dzieckiem
dławiło się szpinakiem, groszkiem, puddingiem ryżowym
i gotowanym na parze kalafiorem.
Nie lubiło jeść niczego z powyższych
i nie tylko dlatego że musiało.
Kiedy dziecko było dzieckiem
raz obudziło się w obcym łóżku
a teraz robi to wciąż i wciąż.
Wielu ludzi wydawało się wtedy pięknymi
a teraz tylko paru, jeśli ma szczęście.
Miało dokładny obraz Raju
a teraz może tylko o nim myśleć.
Nie mogło pojąć nicości
a dziś wzdryga się na sam pomysł.
Kiedy dziecko było dzieckiem
bawiło się z entuzjazmem
a teraz
jest w równej mierze podekscytowane
ale tylko gdy dotyczy to
jego pracy.
Kiedy dziecko było dzieckiem
jagody wpadały w jego dłonie jak robią to tylko jagody
i dzieje się tak też i teraz.
Świeże orzechy pozostawiały cierpkość na języku
i dzieje się tak też i teraz.
Na każdym górskim szczycie tęskniło
za jeszcze wyższą górą.
A w każdym mieście wypełniała go tęsknota
za jeszcze większym miastem.
I jest tak i teraz.
Sięgało po wiśnie na szczycie drzewa
z dumą którą czuje do dnia dzisiejszego.
Było nieśmiałe przy obcych
i ciągle jest.
Czekało na pierwszy śnieg
i cały czas czeka w ten sposób.
Kiedy dziecko było dzieckiem
rzucało patykiem w drzewo jak lancą
a ono wciąż drży tam do dziś.

"Lied Vom Kindsein" by Peter Handke
wiersz z filmu Wima Wendersa "Wings of desire"

Mam czas, 28 lat. Od listopada próbuję nie bać się spojrzeć prawdzie w oczy. Prawda boli. Straszliwie. Tnie jak żyletka. Kruszy skałę. Późne dojrzewanie. Robię porządki. Ustalam odległości. 45 cm, 1.20 cm.
Kto? Ja. Co? Wolność.
Kogo? Zbyszka. Czego? Bliskości.
Komu? Mamie. Tacie. Czemu? Wspomnieniom.
Kogo? Babci. Co? Tęsknota.
(Z) kim? Z Tobą. (O) czym? O dzieciństwie.
(O) kim? O mnie. (O) czym? O prawdzie.
0! Wołam. Głośno. Krzyczę: Mam dość!

Późno wstaje, późno zasypiam. Dzień mija. Wizyta Prezydenta Francji. Sarkozy bez Bruni w Warszawie. Słońce uśmiecha się szeroko. Pascal gotuje. Co mamy do załatwienia? Kraje poczuły się sobie nawzajem potrzebne. Niemcy i Francja - chcę się uwolnić od przywiązania do Niemiec. Równoległe stosunki z innymi - Polska, Rumunia. Jak Niemcy to przeżyją? Jeśli chodzi o Polskę - polityka wobec Niemiec jest niekonsekwentna - pozytywne nastawienie prezydenta i premiera. Sarkozy wykorzysta fakt, że Niemcy nie widzą w Polsce, mocnego partnera. z jasną określoną polityką. Dokument o pięknej nazwie. Dworkość, pompatyczność o partnerstwie strategicznym. Miłość do Francji nieodwzajemniona. Nieszczęśliwa. Dotacje dla rolnictwa. Silne rolnictwo, ochrona. Mamy przebicie. Utrzymanie polityki europejskiej. Przywitanie na dziedzincu Pałacu Prezydenckiego. Powitanie Prezydentów. Początek jednodniowej wizyty w Warszawie. Po co tak męczyć? I to w dzień powszedni. Środek tygodnia. Wizyta u Pani Ewy. Pani Ewa - moja głowa porządkująca moje emocje. Pani Ewa - moja mistrzyni. Pani Ewa - moja osobista spluwaczka. Wchodzę do gabinetu, zasiadam w fotelu. Podaję dłoń na powitanie. Minuta ciszy i przyglądania się sobie nawzajem. A po minucie 59 minut mdłości. Dłoń podaje na pożegnanie. Ocieram mokre od łez oczy. Wychodzę. I jest mi lepiej. Słowa w drodze o mózg się odbijają, wracają echem. To, tamto, tu i teraz. I wszystko jest jasne. Na chwilę. Czasem chwilę dłużej. Tak ciężko się zmienić. Tak łatwo jest mieć oczy szeroko zamknięte. Kubrick. Łazi wciąż za mną. Wędrujemy godziny dwie. Równie on ważny jak Handke. Dla mnie. Śniło mi się dzisiaj, że piszę. Wstałam i piszę. To dobry znak. Dzisiaj dosyć dobra pogoda, nigdzie nie przewidujemy opadów. 21 stopni. Najcieplej w okolicach Zielonej Góry i Wrocławia - 23. Zielona Góra. Nigdy tam nie byłam. Nic o tym miejscu nie wiem. Przy filiżance dobrej kawy zastanawiam się co zrobię za chwilę gdy pisać przestanę. Papierosów brak. Śniadania brak. Tylko kawa, kawa, kawa - reszta to milczenie. Czytam. Myślę. Nałogi dokarmiam. Śniło mi się, ze czytam książkę po hiszpańsku. Wyciągnęłam z szuflady prezent od Sylwii - hiszpański na płycie w 6 tygodni. Aż strach pomyśleć co będzie za 6 tygodni. Dziś, jutro - tak żyje. Ledwo pamiętam co wczoraj. Dzieją się dzieje. Plecie się sieć. Dziś ja - Ty jutro. Jestem dużym dzieckiem. Cześć.