sobota, 21 czerwca 2008

31. Paranoid Park

"Moje własne paranoje" - kino Gusa Van Santa.



Godzina 21:30. Kiepski mecz Turcji z Chorwacją. Nieładny futbol. Sięgnęłam po akwarele by jakoś przetrwać katusze. Trawka i drzewko. Błękitne niebo. Dziecinny rysunek. Kino? Czemu nie.
Paranoid Park- 21:45. Zgubiłam legitymacje studencką. Bez legitki bilet kosztuje 25 zł. Na sali sześć osób. Trzy dziewuszki, które gadaniem były bardziej przejęte niż filmem. Para kobitek i facet. Smutek. Na ekranie telefony komórkowe i czekoladki - wszystko razem - kronika XXI wieku. W końcu zwiastuny filmowe. Trailer to dobra rzecz. W przypadku filmu Gusa Van Santa polecam najpierw zobaczyć film, nie czytać żądnych recenzji ani zapowiedzi. Po prostu pójść do kina, usiąść w fotelu, w ciszy i ciemności zanurzyć się w eseju filmowym bo tak nazwałabym gatunek autorski uprawiany przez reżysera. Film=podróż. Sama droga jest celem. Po projekcji - kilka świetnych scen i pięknych ujęć Doyla. I poczucie, że Gusowi przydałaby się terapia. Odnoszę wrażenie, że od Palmy reżyser kręci się w kółko - powtórzenia, które stosuje choć są jedną z ciekawszych propozycji w ostatnim czasie na zmianę języka opowiadania - prowadzą z filmu na film - do lasu. A im głębiej w las - tym więcej drzew. Manowce. Można się zachwycać, można też współczuć. Próba dojrzewania i powroty do lat młodzieńczych często się kończą właśnie paranoją. Nie da się filmem wyleczyć "swoich własnych paranoi" - tak jak najtrudniej jest pomóc sobie samemu. Terapia i psychoterapeuta. Odczuwam zmęczenie kręceniem się w kółko. Jeśli Gus nie wyjdzie z koła - przestanie się rozwijać. A szkoda byłoby stracić jedno z ciekawszych spojrzeń na rzeczywistość.
http://www.paranoidpark.co.uk/

Brak komentarzy: