poniedziałek, 9 czerwca 2008

18. Panorama di Roma


Panorama di Roma. Wymyślam Cię dalej. A im więcej myślę o Tobie, tym więcej w tym mnie. I więcej o mnie. Nazywasz się Wojciech. Kiedyś leżeliśmy w ciemności i ciszy. Z otwartymi oczami. Wpatrzeni w przyszłość. I powiedziałam do twego ojca: - „ Będzie Wojtek.” Bo Wojtek to nasz najlepszy przyjaciel. Wojtek Wiatr. O nim nie da się opowiedzieć w dwóch słowach. Ale można powiedzieć w dwóch słowach – Wielki człowiek…I ojciec twój powiedział tak: „– Będzie Wojtek. ” Pełna zgodność. Uśmiechnięci zasnęliśmy w objęciach w naszej małej bezpiecznej przystani. Wiatr pomrukiwał za oknem. A myśmy tak trwali w uścisku. Szczęśliwi i pewni. Siebie nawzajem i Ciebie.
Zabraliśmy Cię w pierwszą podróż do Włoch. Wenecja, Rzym, Florencja, Piza, Toskania. Polecieliśmy samolotem. Lubisz latać. Masz to po mnie. I wcale nie jestem zaskoczona, że chcesz być pilotem sterowca. Myśmy zawsze marzyli o lataniu. Podróż zeppelinem do Stanów. Odgrażałam się ojcu, że prawo jazdy zdam tylko po to, bym mogła samochodem dotrzeć do lotniska. A potem wejść na pokład mojego małego samolociku. Chciałam zostać pilotem jak Ty. Najważniejsze jest lądowanie. To sztuka. Wiem, że kiedyś polecimy razem. Wzbijemy się na tyle wysoko by robić filmy z nieba. Perspektywa aniołów była mi zawsze bliska. Pamiętam moje wzruszenie, gdy po raz pierwszy raz ujrzałam „Niebo nad Berlinem” Wima Wendersa. Ten film do dziś mi się śni. Powraca, co jakiś czas. Nadal mnie inspiruje, fascynuje. Śmiejesz się ze mnie, że znam tylko pięć obcych języków. Od dziecka wołałeś do mnie mamo w tych językach. Lubisz, gdy mówię po włosku, hiszpańsku. Mówisz, że tam pasuje. Z kawą espresso i papierosem. Nie znosisz francuskiego i nie chcesz spróbować żab. „Żaby są do skakania a nie do jedzenia, mamo!” Zawsze grymasiłeś, gdy w moich ustach znikało żabie udko. A później nie chciałeś dać mi buziaka – za karę. Najbardziej lubisz rosyjski. Uwielbiasz, gdy czytam ci letnim popołudniem na tarasie Dostojewskiego, Tołstoja, Gogola. I wołasz do mnie Moja Marina C. Lubię, gdy mówisz do mnie Marino. Gdybyś miał siostrę – tak chciałbyś, żeby miała na imię. Marina i Wojciech. Ale tata nie chce Mariny. Mówi: -„ Żadnej Mariny Marynaty.” Czasem prosisz mnie bym mówiła do ciebie Josif. Bo lubisz Brodskiego. A czasem znów chcesz by mówiła po niemiecku, angielsku. Lubisz poezje. I czasem chcesz bym mówiła do Ciebie – sir Ian. Albo Johnny. Albo znów James. Gdzie jeszcze byliśmy? Mój mały Europejczyku. W pierwszej klasie, gdy pani Cię spytała, kim jesteś, odpowiedziałeś z dumą: Jestem Europejczykiem. Mogę być Rosjaninem Niemcem, Anglikiem, Francuzem, Hiszpanem albo Włochem. To zależy gdzie mama mnie zabiera. Ale najbardziej lubię być Polakiem, bo tu się urodziłem i tu wychowałem. U nas jest wszystko pokręcone. Chciałbym, żeby morze było na południu a góry na północy. A mój kolega z Niemiec zauważył, że jego kolega zauważył, że sklepy z materacami są zawsze na rogu. No i ja sprawdziłem. I rzeczywiście tak jest. Jeśli mi pani nie wierzy – proszę sprawdzić. Zawsze na rogu. Otwieram oczy i widzę Cię z nami na Węgrzech. Budapeszt. Chciałeś mieszkać w Budzie, nie w Peszcie. W Peszcie to nie. Dostaliśmy od taty pieska na urodziny. Tata przyniósł go ze schroniska. Maleńki czarny kundelek. Bester. Bo słuchaliśmy często Bester Quartet. Tata, mama, Bester i ja – Wojtek. Rysowałeś nas trzymających się za ręce. Lubisz podróżować. W nieznane. Ja też lubię. Ja też moje kochanie. Wkrótce lecimy do Izraela. Nad nasze ukochane Morze Martwe. Lubimy je nie tylko ze względu na minerały – ale przede wszystkim ze względu na nazwę. Takie morze w ogóle nie powinno istnieć – a istnieje. Niemożliwe jest możliwe. Jeszcze jedno. Żyj tak jak marzysz w każdej sekundzie każdego dnia. Życie jest cudem. Tak. Tak. Tak.

Brak komentarzy: