sobota, 31 maja 2008

10. Dwa teatry.

Kąpiel gotowa. Zaciągam się dymem. Pan z laską spaceruje o tej samej porze, tą samą ścieżką. Pan Kant. Spoglądam na zegarek. Już późno. Nie zdążę do fryzjera. Za chwilę jedziemy do Sopotu. Jutro Hel. Dotarło do mnie, w tej chwili właśnie, że umieram. Powoli. Systematycznie. Umieram. Ubywa mnie po kawałeczku. Doszłam do punktu, po przekroczeniu, którego już nie ma powrotu. Osiągnęłam, ten właśnie punkt. Wyjścia są dwa. Albo umrę albo się odrodzę. Drzewo bez gałęzi. Róża bez kolców. Słońce bez promieni. Księżyc bez Pana Twardowskiego. Mucha bez nóg. Powoli wszystko mi się wyjaśnia.
"- Szanowni Słuchacze! - rzekł prof. Mmaa i świat wydał mu się nagle prosty i nieskomplikowany. - Świat wydał mi się nagle prosty i nieskomplikowany - powiedział prof. Mmaa. - Zapewniam jednak Państwa, że to, czy wydało mi się nagle tak, czy inaczej, nie będzie miało wpływu ani na treść, ani na formę mego wykładu, którego przedmiot jest skomplikowany i zagmatwany." Stefan Themerson "Wykład Profesora Mmaa".

piątek, 30 maja 2008

9. Der Buddhismus

"Glueck ist eine Frage der inneren Haltung" - Der Dalai Lama im Gespräch.
Fuer Tibet und die Welt.

Nur eine von zahlreichen schulen des buddhismus verehrt ihn als ihren spirituellen Fuehrer. Und doch ist Tenzing gyatso, der 14. Dalai Lama, in der vergangen Jahrzehnten zur weltweit bedeutendsten buddhistischen Persönlichkeit aufgestiegen. Durch seinen friedlichen Einsatz fuer die tibetische Kultur, durch sein charismatisches Auftreten und die kraft seines Beispiels gilt er vielen Menschen als ethisches und politisches Vorbild. Ein Gespräch mit dem " Ozean der Weisheit" ueber seinem Alltag und die Essenz der Lehre Buddhas.

Der 71-jährige Dalai Lama wird geachtet als buddhistischer Lehrer - und Repräsentant einer universellen Ethik.

Interview: Andreas Hilmer

Es ist kalt in Dharamsala, jenem indischen Bergort in 1800 Meter Hohe, in dem der " lebende Buddha" wohnt. regen und Hagel. Nebelschwaden branden an die Felsen. In einem Flachbau tagt die tibetische Exil-Volks-Vertretung mit 46 gewählten Abgeordneten, welche die verschiedenen Regionen und buddhistischen Schulen tibets repräsentieren laut.

Nur wenige Strasen sind asphaltiert - das Fluchtlingsort ist seit fast 50 Jahren ein Provisorium. Kleine Marktstande mit Flaggen, religiösen Objekten und Fotos, die das geistliche und weltliche Oberhaupt der Tibeter zeigen. " Kundun" nennen sie ihn hier, den Gegenwärtigen.

Hinter einer hohen Mauer dann mehrere flache Pavillons; hier lebt und arbeitet der Dalai Lama.

Die Sonne bricht durch. Im inneren der resident ein paar alte Mönche, einige Beamte und Koche, die Pause machen. In der Empfangshalle Buddha-Statuen, religiöse Rollbilder, ein traditioneller Altar. Ein paar Mönche warten.

Und dann ein glucksendes lachen, eine herzliche Begruessung. Der"Ozean der Weisheit" wird von einem Dolmetcher, einem Medienassistenten und zwei privatsekretaren begleitet. Er tragt wie immer das traditionelle dunkelrote Moenchstuch, wirkt entspannt und zugleich hoch konzentriert. Es ist mittags, Viertel nach zwölf.

W tym miejscu zaczyna się wywiad. Jestem bardzo ciekawa pytań i odpowiedzi Dalai Lamy. Niestety naukę języka niemieckiego zakończyłam na etapie szkoły średniej. Dekadę temu. Co z tej nauki pozostało? Niewiele. Wszystkie czynności, których nie powtarzamy zanikają. Nieutrwalona wiedza zanika także. jakie to smutne. Tyle lat kucia i nic nie zostało w głowie. Wyparowały sobie wiadomości z biologii, fizyki i chemii. To samo z matmą, historią, przysposobieniem obronnym, religią. Języki obce także wyparowały. Albo poszły w las. nauka poszła w las. Jaki jest ten las wiedzy zapomnianej? Gęsty i ciemny? Świerkowy? Iglasty? czy mieszany? Czy w tym lesie żyją zwierzęta, trójkąty i drobnoustroje? Czy pierwiastki chemiczne, zbiory i wielomiany przyjaźnią sie ze sobą? A co z ułamkami? Czy ułamki grają w kosza? Albo biegają na 100 m? Co z prawami fizyki? Czy wszystkie obowiązują na raz w tym lesie czy pojedynczo? W końcu czy w lesie tym żyją także ludzie - homo sapiens - Ci, których spotkaliśmy i którzy przeminęli? czy jest w nim Pan Bóg i Duch Święty? Anioły, diabły, poeci? Słowa, zdania, gramatyka i słowotwórstwo? Liczebniki, deklinacja i lektury szkolne? Co z tego w głowie naszej zostaje? Muzyka, w-f, polski, angielski, plastyka, technika, godzina wychowawcza? Pani dyrektor, apel, matura, studniówka, dzień niepodległości? pani wychowawczyni i pan wychowawca - czy maja świadomość, że poszli do lasu? Czy w lesie poczęli rozumieć czym byli lub czym mogliby być dla nas - swoich wychowanków? Czy pamiętają nasze imiona, numer w dzienniku, worek na buty na zmianę? nasze troski, problemy, zawirowania? Nasze pasje, hobby, myśli, sposób wyrażania? Czy widzieli nas tymi, którymi jesteśmy dziś? Kim my dla nich? Oni dla nas? W tej chwili? Ważne, istotne . Nieważne, nieistotne. Coś, ktoś, komuś, czegoś, kiedyś zabronił. Ktoś, coś, komuś, z czegoś postawił pałę? Im dalej w las, tym więcej drzew. Pamięć. Sprawa dla każdego z nas kluczowa. Czemu więc tak ją zaniedbujemy? Dlaczego zamiast włosów prostowałam swoje zwoje mózgowe? Okradłam samą siebie z pamięci. Zepchnęłam wszystko co niemiłe do kosza z brudną bielizną. Nieświadomy kosz wypełniony po brzegi począł wyrzucać śmierdzącą odzież, majtki, staniki, skarpety na zewnątrz. Byś poczuł smród, którym się raczysz. Czujesz jak śmierdzi? To Ty tak śmierdzisz. Mówisz, że się myłeś? Ja mówię Ci, że tego smrodu ani kąpiel pachnąca, ani nawet perfuma nie zmniejszy. Tylko ty sam możesz wziąć te rzeczy w swoje ręce, wrzucić je do pralki, nastawić program na pranie uniwersalne ale nie na program wyższy bo jeszcze rzeczy się zmniejszą, skurczą, stracą swoją formę. Po praniu powinny zachować swoje naturalne kształty. To ważne by wyprać swoje brudy. Przyjrzeć się im z bliska, powąchać, zapamiętać, wrzucić do bębna - przebaczyć. To jest prawdziwa nauka. Z resztą nie wiem.

"Das nirvana ist fast so etwas wie der christliche Himmel"

"Seinen feinden zu schaden heist auch immer: sich selbst zu schaden"

"Sterbe ich auserhalb Tibets, wird man den nachsten Dalai lama auserhalb Tibets finden"

Mój osobisty komputer odmówił współpracy. Nie zezwolił na używanie liter niemieckich. Tekst zatem jest ich pozbawiony - co nie będzie jak sądzę problem ani dla tych, co znają niemiecki, ani dla tych, co go nie znają. Problemu więc nie ma. Jest za to metoda. Metoda 1000 słów. Ale o tym następnym razem.

czwartek, 29 maja 2008

8. Pasta z pesto i zęby w dupie

Przygoda ciała z duszą, gdzie ludzie potrafią kochać i kłamać. Wstałam. Proszę o brawa. Nie było to wcale łatwe. Ciało odmawia posłuszeństwa. Umysł sie cieszy - więcej marzeń sennych, krótszy dzień. Obrzydliwa kawa z fusami. Popiłam nią swoich krągłych pocieszycieli. Raz, dwa. Pora obiadowa. Ugotowałam kluski. Lubię słowo kluska. Makaron, pasta z pesto. Papieros. Słońce na zewnątrz. Ptaki świergolą a ja świruje. Od fusów rzecz jasna. Żołądek tańczy. Co dziś za dzień mamy? Dzień bez mamy. Pora dorosnąć. Wkroczyć na drogę do poznania wyższych światów. Sylwia ma katar. Współczuję. Nie ma nic gorszego na świecie niż zapchany nos i uszy latem. Choć jeszcze wiosna, a może już lato. Ciepło na zewnątrz, w pomieszczeniach jak w piwnicy. Chłód i ciemność. Wino to lubi. Ja jakoś to znoszę. Marzy mi się spacer do parku, wezmę Manuelkę ze sobą. Usiądziemy na ławce, pogadamy. Piękny dzień. Owszem, piękny. Trzecie oko. Wyrosło mi dzisiaj centralnie na czole. Dokładnie w miejscu gdzie hinduski rysują czarną kropkę. Ja mam czerwoną. Indiańską. Obrzmiałą. Zastygła krew. Życie martwe. Jakże ciekawy jest proces gnicia. Sylwia zadzwoniła, opowiedziała historie niesamowite. Poruszające. Przypomniała mi słowa pewnej piosenki. Teraz ją sobie nucę. W zasadzie pamiętam tylko refren. To szło jakoś tak: "A ja mam zęby w dupie, ogromne zęby w dupie, co lubią robić, rach ciach ciach, rach ciach ciach." Pamięć. Ku pamięci. Pamiętnik. Pamiątka. Lecytyna. Umysł śpi. Śpimy my. Przebudzenie boli. Mania czytania. Namiętność. Słowa, zdania, myśli, czyny. Muzyka. Carmina burana. Opera. Teatr. Film. Fotografia. Radio. Lista przebojów. Lista podbojów. Walka. Porażka. Dechy. Liczenie do dziesięciu. Leo wybrał skład na Euro. Ci co jadą, współczują tym co nie jadą. Stawiam 200 zł Na Polskę w meczu z Niemcami. Wiara to podstawa. Chłopaki wierzę w Was. Dajcie czadu. Odwagi. Tyle lat kopania piłki a forma słabiutka. Śniły mi się dzisiaj konie. Stałam w długich, czarnych, skórzanych butach. W stroju jeździeckim. Gotowa do skoków. Obraz się urwał. Gdy byłam małą dziewczynką jeździłam konno. W niedzielę tato mój opowiadał o moim jeżdżeniu. Opowiadał Zbyszkowi jak zakończyła się moja jazda. Wszystkim opowiada tę historię. Zawstydza mnie. Skończyłam jeździć w wieku 10 lat. Pewnej niedzieli się przeraziłam. Nie konia, tato. Nie tego, że nie miałam siły konia zatrzymać w galopie. Nie tego, że mógł mnie zrzucić. Krzyczałam: Tata, tata! A Ty zatrzymałeś mojego konia. Iskierka mnie poniosła. Poszła w galop za twoim koniem. Zrobiła to na oczach mojej macochy. Tato, ty nie pozwoliłeś jej zasiąść na konia bo była w ciąży. W dniu, w którym ją poznałam poniósł mnie koń, poniosły mnie emocje. Poczucie odrzucenia ma związek ze zrzuceniem. Upadkiem na ziemię. Tego dnia zobaczyłam, że świat się zmienia. Nic nie będzie już jak dawniej. Ty przedstawiłeś mi swoją kobietę. To spotkanie na zawsze zamknęło w moim umyśle marzenie, że moi rodzice będą ze sobą razem. Moja mama i mój tata. My. Moja rodzina. Wszystko się rozpadło. Rach ciach ciach. Będziesz miał dziecko z inną kobietą. Rach ciach ciach. Przedstawiłeś mi swoją nową rodzinę. Rach ciach ciach. Tego dnia stałam się kobietą, tato. To mnie przeraziło. Nie koń, nie galop. Stałam się Kobietą Łazarzem. Po dziś dzień - dekady trzy, pryskają bańki mydlane w moim sercu, duszy, umyśle. Rach ciach ciach. Dziecko rodzi się pełne ufności. Pełne pokory, wiary, miłości. Świat i ludzie są dobrzy. Jesteśmy wyposażeni we wszystko. Nie żadna tabula rasa. Tylko pełnia. W dniu naszych narodzin - rodzi się nowy człowiek a także nowy mały świat. Utopia. Jest piękny niczym raj. Jest prosty, nieskomplikowany. Wszystkie reguły są jasne. Ta pani z piersiami to kobieta, moja mama. Ten pan z siusiakiem, bez piersi to mój tata. Ja jestem ich dzieckiem. Mieszanką mamy i taty. 2 w 1. Wash&Go. Nie jestem nimi ale noszę ich w sobie. Noszę i babcie i dziadków. I dalszych krewnych. Wszystko mam w sobie i wszystkich. Oto ja. Homo sapiens. Jestem a to znaczy, że świat tego chciał. I to jest dostateczny powód by kochać siebie. Jestem. Tu i teraz, w pajęczej sieci snuje swoją nitkę. Dla siebie. O sobie. "Życie powinno być odręczne, autentyczne - żadną fotokopią cudzych marzeń." Sandra K. z "Namiętnika" M. Gretkowskiej.

środa, 28 maja 2008

7. Kiedy dziecko było dzieckiem

Popatrz na zdjęcia i usłysz słowa:




Kiedy dziecko było dzieckiem
chodziło kołysząc ramionami.
Chciało aby strumień był rzeką
rzeka potokiem
a ta kałuża morzem.
Kiedy dziecko było dzieckiem
nie wiedziało że jest dzieckiem.
Wszystko było pełne życia,
a samo życie jednością.
Kiedy dziecko było dzieckiem
nie miało opinii na żaden temat.
Nie miało nawyków.
Siadywało ze skrzyżowanymi nogami,
podrywało się do biegu,
miało piasek we włosach
i nie robiło min kiedy je fotografowano.
Kiedy dziecko było dzieckiem
był to czas tych pytań:
Dlaczego ja to ja, a dlaczego nie ty?
Dlaczego jestem tutaj, a dlaczego nie tam?
Kiedy rozpoczął się czas i gdzie kończy się przestrzeń?
Czy życie pod słońcem to tylko sen?
Czy to co widzę, słyszę i czuję
nie jest tylko iluzją świata przed światem?
Czy zło faktycznie istnieje,
i czy są ludzie naprawdę źli?
Jak to możliwe że ja, który jestem,
nie istniałem zanim zacząłem być
i że któregoś dnia
ten którym jestem
nie będzie tym którym jestem?
Kiedy dziecko było dzieckiem
dławiło się szpinakiem, groszkiem, puddingiem ryżowym
i gotowanym na parze kalafiorem.
Nie lubiło jeść niczego z powyższych
i nie tylko dlatego że musiało.
Kiedy dziecko było dzieckiem
raz obudziło się w obcym łóżku
a teraz robi to wciąż i wciąż.
Wielu ludzi wydawało się wtedy pięknymi
a teraz tylko paru, jeśli ma szczęście.
Miało dokładny obraz Raju
a teraz może tylko o nim myśleć.
Nie mogło pojąć nicości
a dziś wzdryga się na sam pomysł.
Kiedy dziecko było dzieckiem
bawiło się z entuzjazmem
a teraz
jest w równej mierze podekscytowane
ale tylko gdy dotyczy to
jego pracy.
Kiedy dziecko było dzieckiem
jagody wpadały w jego dłonie jak robią to tylko jagody
i dzieje się tak też i teraz.
Świeże orzechy pozostawiały cierpkość na języku
i dzieje się tak też i teraz.
Na każdym górskim szczycie tęskniło
za jeszcze wyższą górą.
A w każdym mieście wypełniała go tęsknota
za jeszcze większym miastem.
I jest tak i teraz.
Sięgało po wiśnie na szczycie drzewa
z dumą którą czuje do dnia dzisiejszego.
Było nieśmiałe przy obcych
i ciągle jest.
Czekało na pierwszy śnieg
i cały czas czeka w ten sposób.
Kiedy dziecko było dzieckiem
rzucało patykiem w drzewo jak lancą
a ono wciąż drży tam do dziś.

"Lied Vom Kindsein" by Peter Handke
wiersz z filmu Wima Wendersa "Wings of desire"

Mam czas, 28 lat. Od listopada próbuję nie bać się spojrzeć prawdzie w oczy. Prawda boli. Straszliwie. Tnie jak żyletka. Kruszy skałę. Późne dojrzewanie. Robię porządki. Ustalam odległości. 45 cm, 1.20 cm.
Kto? Ja. Co? Wolność.
Kogo? Zbyszka. Czego? Bliskości.
Komu? Mamie. Tacie. Czemu? Wspomnieniom.
Kogo? Babci. Co? Tęsknota.
(Z) kim? Z Tobą. (O) czym? O dzieciństwie.
(O) kim? O mnie. (O) czym? O prawdzie.
0! Wołam. Głośno. Krzyczę: Mam dość!

Późno wstaje, późno zasypiam. Dzień mija. Wizyta Prezydenta Francji. Sarkozy bez Bruni w Warszawie. Słońce uśmiecha się szeroko. Pascal gotuje. Co mamy do załatwienia? Kraje poczuły się sobie nawzajem potrzebne. Niemcy i Francja - chcę się uwolnić od przywiązania do Niemiec. Równoległe stosunki z innymi - Polska, Rumunia. Jak Niemcy to przeżyją? Jeśli chodzi o Polskę - polityka wobec Niemiec jest niekonsekwentna - pozytywne nastawienie prezydenta i premiera. Sarkozy wykorzysta fakt, że Niemcy nie widzą w Polsce, mocnego partnera. z jasną określoną polityką. Dokument o pięknej nazwie. Dworkość, pompatyczność o partnerstwie strategicznym. Miłość do Francji nieodwzajemniona. Nieszczęśliwa. Dotacje dla rolnictwa. Silne rolnictwo, ochrona. Mamy przebicie. Utrzymanie polityki europejskiej. Przywitanie na dziedzincu Pałacu Prezydenckiego. Powitanie Prezydentów. Początek jednodniowej wizyty w Warszawie. Po co tak męczyć? I to w dzień powszedni. Środek tygodnia. Wizyta u Pani Ewy. Pani Ewa - moja głowa porządkująca moje emocje. Pani Ewa - moja mistrzyni. Pani Ewa - moja osobista spluwaczka. Wchodzę do gabinetu, zasiadam w fotelu. Podaję dłoń na powitanie. Minuta ciszy i przyglądania się sobie nawzajem. A po minucie 59 minut mdłości. Dłoń podaje na pożegnanie. Ocieram mokre od łez oczy. Wychodzę. I jest mi lepiej. Słowa w drodze o mózg się odbijają, wracają echem. To, tamto, tu i teraz. I wszystko jest jasne. Na chwilę. Czasem chwilę dłużej. Tak ciężko się zmienić. Tak łatwo jest mieć oczy szeroko zamknięte. Kubrick. Łazi wciąż za mną. Wędrujemy godziny dwie. Równie on ważny jak Handke. Dla mnie. Śniło mi się dzisiaj, że piszę. Wstałam i piszę. To dobry znak. Dzisiaj dosyć dobra pogoda, nigdzie nie przewidujemy opadów. 21 stopni. Najcieplej w okolicach Zielonej Góry i Wrocławia - 23. Zielona Góra. Nigdy tam nie byłam. Nic o tym miejscu nie wiem. Przy filiżance dobrej kawy zastanawiam się co zrobię za chwilę gdy pisać przestanę. Papierosów brak. Śniadania brak. Tylko kawa, kawa, kawa - reszta to milczenie. Czytam. Myślę. Nałogi dokarmiam. Śniło mi się, ze czytam książkę po hiszpańsku. Wyciągnęłam z szuflady prezent od Sylwii - hiszpański na płycie w 6 tygodni. Aż strach pomyśleć co będzie za 6 tygodni. Dziś, jutro - tak żyje. Ledwo pamiętam co wczoraj. Dzieją się dzieje. Plecie się sieć. Dziś ja - Ty jutro. Jestem dużym dzieckiem. Cześć.

wtorek, 27 maja 2008

6. Sylwia rzuć palenie

Woda do wanny się leje. Zimno. Noc jeszcze młoda, pełna wytchnienia, zakładam czerwony sweter i czuję, że śmierdzi fajkami. Smród jest nie do zniesienia. Wszystko mi śmierdzi. I włosy i cera. O palcach dwóch nawet nie wspomnę. Zgroza. Palenie papierosów zabija! Tępi zmysły doskonale. Węch, smak, wzrok itd. Mózg śmierdzi, płuca kaszlą, oskrzela dychają, wątroba mnie boli, żołądek ma kwaśną minę. Wszystko śmierdzi. Szkoda gadać. Idę, przed kąpielą jeszcze zapalę. Dobranoc.

poniedziałek, 26 maja 2008

5. Koral droższy niż perły

Ogłaszam niedzielę dniem wolnym od wpisów. Dniem spokoju, odpoczynku i ciszy. W takiej ciszy bowiem Bóg się rodził. Czy Ty tę ciszę słyszysz? Niedziela bez netu. Niedziela dniem resetu. Niedziela pełna zdarzeń. Od rana do nocy. W niedzielę tydzień przegląda się w lustrze. Suma minionych zdarzeń. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć i siedem. Raz to, raz tamto. Wylałam trzy dzbanki łez. Mojej Mamie spełniają się wróżby w detalach. Diabeł tkwi bowiem w szczegółach. Wybiła 18.00. Cały dzień przespałam. Teraz Mama. Teraz ja. Dzwony biją. "Gdzie jedziesz na wakacje?" - spytała mnie mama. "Do pracy?" - sama na pytanie, pytaniem odpowiedziała. "Już dość się wyleniłaś." - dodała. "Wejdź i pogadaj, jak nie, to kawy się napij. " Perfumy podśmierdują staruszką. No już przestań." "Chcesz kawałek czekolady?" Do ust mi kawałek podała. Cera Ci się polepszyła. To prawda.

sobota, 24 maja 2008

4. Jeżyki w locie

Jeżyki. Wszystko robią w locie. Podjęłam się zadania - wpisów codziennego postowania. Ten wpis powstaje w locie, w zasadzie na wylocie. Za chwilę startujemy do łódki by jutro kobietkę w białej ujrzeć sukni. Chaos w państwie rymów. Sobota, głupota, sen, jawa, Ukochane Bielany, Franek strój zmienił, odmłodniał, nie do poznania. Ślub nie nasz, rozmowa i kawa najlepsza na świecie w ilości nieprzyzwoitej. Słodka i czarna. Najlepsza. U ks. Wojtka. Kamienie gadają. Tancerze śpiewają. Wieczność. Radość. Pomysł na teatr pięciominutowy. Płot, ręka, córka, matka i babka na płocie grają melodię przemijania. Bo my przeminiemy a to zostanie. Pomysły genialne. Złe przeczucie mam. Odganiam od siebie jak natrętną muchę. Jak ją złapię to wyrwę jej nóżki. Jazda na oparach z pełnym pęcherzem. Na stacji, w toalecie sikałam dobre 15 sekund. Ile jest żółtego w jednej minucie? A teraz lecę...

piątek, 23 maja 2008

3. Projekcja AEIOUY

Projekcja czyli zobaczyć coś, co masz w głowie.

Mów pięknie. Dbaj o mowę ojczystą. Daj głos! Pozwól sie usłyszeć.
A
Siedem szykownych słoni silnie się słaniających.
Jedenastu jadowitych juhasów jątrzących jelita jeża jodyną.
E
Dwaj dranie dochodzący do degeneracji drogą długotrwałego delirium.
Dziewięć dzierlatek dzielnie dziergających dziecinne dziewanny.
I
Pięć paryskich paniuś pielgrzymujących pieszo przez pole pelargonii.
O
Czterech Czechów częstujących czeredę czarownym czardaszem.
Ośmiu okropnych oksfordzkich osłów otwierających ostrygi.
Dwunasty drukarzy dumnie doprowadzających dotychczasowe dzieje do dnia dzisiejszego.
U
Sześciu strzelców starających się spudłować szczególnie stylowym sposobem.
Dziesięciu derwiszów dręczących duszę drążeniem durnych dyrdymał do dna. Y
Trzy typowo tęgie tygrysy trenujące talenty towarzyskie.

Przyjemność mówienia, przyjemność czytania, przyjemność...

Piątek. Pranie. Do południa spanie. Czytanie, filmów oglądanie, pieszczoty. Wąż od czasu do czasu lubi odwiedzać groty. Temat fantazja. Obudź się kochanie. Wstań, uśmiechnij się, idź i patrz, obserwuj. Obiad. Kolacja. Śniadanie. Pochwała głupoty. Pan baron jest zbyt hojny. Jeszcze zobaczymy moja droga matko. Mamo moja. Ciesz się tą chwilą, dziś wszystkie światła dzielnicy, palą się dla ciebie. Próba zapisu zmiany. Przemiany. Uwielbiam Kafkę. Umysł szepce, podpowiada, chroni. Ona wciąż za nim goni. To zapach piwonii, wiśni kwitnącej ogrody. Nie mam wyboru, zasłyszane teksty zaczynają żyć bez kontekstu. To duża produkcja. Rok bez żadnej wieści, prócz pogłoski o miast ginących w chmurach niewiedzy. Tak mi przykro. Chcemy odbudować ale potrzebujemy twojej pomocy. Czy drzewo bez gałęzi może nazywać się drzewem? Co czytasz? Co myślisz? Gdzie jesteś? Tu i teraz.




czwartek, 22 maja 2008

2. Jak wspaniale było dawniej

"Było w Ameryce takie małe miasteczko, którego mieszkańcy zbierali się wieczorem, aby sobie pomuzykować. Mieli saksofonistę, perkusistę i skrzypka. Byli to ludzie w starszym wieku. Gromadzili się wspólnie dla towarzystwa i czystej radości muzykowania, choć w tej materii nie byli specjalnie dobrzy. Cieszyli się wspólnie spędzonym czasem, aż do momentu gdy postanowili wybrać nowego dyrygenta, pełnego ambicji i energii. Nowy dyrygent powiedział im: „ Słuchajcie musi przygotować koncert dla miasta”. Stopniowo pozbywał się osób, które grały gorzej, wynajął zawodowych muzyków, którzy zastąpili starych. Stworzył orkiestrę z prawdziwego zdarzenia, a nazwiska wszystkich muzyków umieszczono w miejscowej gazecie. Czyż to nie cudowne znaleźć się w gazecie? Postanowili więc przenieść się do innego miasta i tam grać. Ale niektórzy ze starych członków orkiestry ze łzami w oczach mówili: - Jakże wspaniale było dawniej, kiedy graliśmy źle, ale z radością.
W ich życie wkradło się okrucieństwo, ale nikt go nie rozpoznał."

fragment z "Przebudzenia" Anthony'ego de Mello.

Czwartek. Boże Ciało. Procesja. Kawa w parku. Spacer. Domki z cegieł ze zrujnowanej Warszawy. Bieda domki w samym centrum miasta. Złe psy. Wierzby. Trabanty trzy, garbus zielony i czerwony fiat 125p. Historia. Jak wspaniale było dawniej. Czym pachnie dawniej? Jakie było to dawniej? Rób swoje i bądź sobą - to jest w porządku.

środa, 21 maja 2008

1. Oli jest poetą

Oli zadał pytanie: "Czy muchy bez nóg umieją latać? Ja sobie to pytam już od kilja dniach." Olivier jest moim kolegą z Niemiec. Właśnie kończymy studia na jednej z polskich uczelni. I pomagamy sobie jak tylko człowiek człowiekowi potrafi. Jest to ponoć "w naszych czasach" czymś wyjątkowym i rzadkim. Ale wracając do pytania - czy muchy bez nóg potrafią latać?
Kasia: "Nie wiem. Może tak, może nie. Ryby, muchy, kury, ludzie..."
OLI:"Kury chyba nie, ja też chyba nie.Muchy to nie wiem...ale jakbym rzucił taką muchą bez nóg z pałacu kultury to chyba znajdę sobie bezpieczna droga do nieba." Po czym dodał:
"Problem chyba jest landować..."
KASIA: " No chyba tak. Najwięcej katastrof lotniczych miało miejsce podczas lądowania. Lubię latać. Czy mogę to wpisać w swoje CV?"
OLI: "Co chcesz pisać w CV? To jest filozoficzne pytanie...taki rzecze mają latać od człowieka do człowieka ale rób co chcesz - jesteś wolnym człowiekiem. Ty nie jesteś taką kurą w klatce gdzieś na mazurach."
KASIA: "Mucha je, pije, śpi i robi kupę. Lata, chodzi i leży. Pewno też tańczyć potrafi - tylko chyba o tym nie wie. czy muchy myślą? A Ty - Oli - jesteś poetą."
OLI: "Tak, muche myślą i pierzą też. Ale muche bez nóg oh jezu to naprawdę nie wiem."
KASIA: "Nie daj się zwieść pozorom. jestem kurą w klatce własnego umysłu - to tam tkwi błąd. Nie w świecie. Twój umysł jest równie niebezpieczny jak mój. Dobrej nocy."
OLI: " No właśnie to zaczynałem rozumieć kilja dni temu i dlatego jest mi cudownie. Dobranoc."

Zatem jest cudownie.

"Miliard funtów włożonych w zespół. Jeszcze dwa strzały i dowiemy się kto zdobędzie puchar - kto wygra Ligę Mistrzów. Seria, czwarty karny, teraz Chelsea się nie pomyli. Oczywiście będzie jeszcze jedna seria ale jeśli się nie pomyli będzie miała większe szanse. Jednak gol! 4:3 No i teraz będzie się wszystko rozstrzygało. Tyle zależy teraz od trafnego trafienia. Wielka presja. Ronaldo zawiódł. Gol! Teraz gol o wszystko. Wszyscy wstali z miejsca. Pada deszcz. Jest słupek! Nie strzelił. Dodatkowa seria. Dwa słupki, jedna poprzeczka Chelsea - wszystko od początku. Kto przestrzeli ten przegrywa. Anderson - strzelił. Teraz Chelsea - strzelił 5:5 1.30 w Moskwie. Leję. Gol! jest bezbłędnie - Chelsea musi strzelić! Anelka - kompletny idiota, w jego rękach los meczu....Nie strzelił! Menchester United wygrywa!!! Inteligencja wygrywa!!!Jest cudownie! Dobranoc."

Opowieść się rozpoczyna

Raz, dwa, trzy: Uczciwość, życzliwość, szacunek.
No, to sen się spełnił. Śniło mi się dzisiaj, że siedzę ze Zbyszkiem w pokoju. Jestem zdenerwowana i zła. Nie znam powodu ale czuję, że mam dość. Jest wieczór, zimno, ciemno i zbiera się na burzę. Słychać grzmoty, od czasu do czasu znajomy błysk! Prawie jak podczas sesji zdjęciowej gdy fotograf naciska spust migawki i kradnie ci duszę. Błysk! I już! Podchodzę do okna. Staje w tym oknie, tego pokoju, co to, we śnie, nie jest naszym pokojem - to wiem - jesteśmy w nim tymczasowo. Jesteśmy, to znaczy mieszkamy w nim. Taki pokój na chwilę, wynajęty na jakiś czas. Nic pewnego, żadnej stałości.
Po prostu nora. Ciemno, zimno, brudno i śmierdzi. Za oknem też nie halo - też zimno i do tego ta burza. Błysk. Grafoman przy stoliku dębowym zasiadł do klawiatury i stuka rytmicznie, jakby szukał w tym jakiejś melodii. Siedzi w równie ciemnym, zimnym, brudnym i śmierdzącym pokoju jak nasz. Tyle, że on ma tę klawiaturę i małą lampkę w kształcie grzybka i ten piękny dębowy stolik wart więcej niż te dwa pokoje wzięte razem. I ja - czuję, że on nas obserwuje. On widzi moją złość i jest cichym świadkiem tego, co za chwilę się zdarzy. Bo coś się zdarzy jak dwa razy dwa. Ja, Zbyszek i ten grafoman w pokoju obok. Nie ma szans. Stoję w oknie, patrzę na swoją pięść, która zaciska się i czym prędzej ładuję ją w szybę. Błysk! Trach! Szyba rozpada się na kawałki. Szkło rani moją dłoń. Krew sączy się z rany i skapuje na podłogę. Kap, kap, kap. Zbyszek krzyczy na mnie - "Kaśka, nie dość, że nie mamy pieniędzy to ty jeszcze wybijasz szybę i kaleczysz sobie rękę" "To nic" - odpowiadam drżącym głosem. " Zagoi się". Błysk! Grafoman uderza rytmicznie w klawiaturę. Zbyszek kawałkiem szmaty opatruje mi ranę. Błysk! Znajduje jakieś kartki formatu A4 i próbuję nimi zakleić dziurę w tej szybie, co ją przed chwilą zbiłam, ładując na ślepo w nią, swą ściśnięta w pięść dłoń. Ale gdy tylko kartka dotyka powierzchni szyby, zaczyna płonąć, jakby w nią piorun uderzył albo co. Powtarzam czynność, kartki wciąż płoną jakby smagane językiem ognia, jakby diabeł uderzał w nie, niczym z bicza, swoim ogonem. Jakby iluzjonista nasączył je płynem, który wyzwala samozapłon. Płoną kartki. Wszystko płonie. Zbyszek próbuje mi pomóc ale jego kartki też płoną. Burza szaleje i wszystko zaczyna wirować. Ten dom i ten pokój i my. I znowu błysk! I koniec.

Czy zdarzyło się Wam kiedyś dokonać bezsensownych zakupów? Kupić coś w ciemno. Kota w worku. Ja jestem w tym całkiem dobra - mam taką słabość - wydaje namiętnie bajońskie sumy na kompletnie nieużyteczne przedmioty a przede wszystkim - książki - które później dźwigam równie namiętnie ze sobą gdziekolwiek się nie wybiorę. Plecy mnie bolą, głowa mnie boli - dusza wyje. A era przypomina, że rachunek nie zapłacony a nowy już wystawiony i kółko się kręci. Znacie to? Błędne, obłędne koło? Wyhodowałam chomika i kręcę się w kole jak on. Tyle że on zdaje się mieć z tego frajdę. Z resztą chomiki to oddzielny temat, na inną opowieść...

Teraz słucham płyty, co ją sobie dziś zakupiłam za 7 zł w jednym z przecudownych ciuchlandów, lumpexów albo sklepów z używaną odzieżą jak wolicie. Płyta była w okładce. Jak to zazwyczaj płyta. I to okładka właśnie winna temu wszystkiemu. Wysoki sądzie, to ona mnie skusiła. Na okładce twarz pięknej kobiety w dużym zbliżeniu, tak że widać jej spokojną, zamkniętą, zrelaksowaną powiekę, wyregulowaną brew i kawałek odprężonego, pięknego nosa, jakiego nie powstydziłaby się nawet Kate Moss. No i cerę też mam bajeczną jak to na zdjęciach. Niech żyje Photoshop!!!Na płycie są tylko trzy utwory. "Et kvarter pa oyet" Hon ar sa sot Bo Kaspers Orkester. Nic z tego nie rozumiem. To chyba po norwesku. Pierwszy utwór bardzo mi odpowiada - męski, dojrzały głos mówi coś, czego nie jestem kompletnie w stanie pojąć. Drugi - przez chwilę ten sam pan, coś mówi a potem cisza, kompletna cisza. W końcu trzeci - i w końcu jakaś kompozycja, instrumenty i znowu męski głos tym razem łagodny. Smooth jazz. Ładny kawałek. I koniec. Po ptokach. Kupiłam jeszcze jedną płytę, też ze względu na okładkę, ale w tej chwili nie chcę mi się jej opisywać. I jeszcze książkę kupiłam - Andrewa Marra " My tade" a short story of british journalism. Leżeli tak sobie spokojnie w tym sklepie i uśmiechali się do mnie. Kup mnie, znajdź mnie i zabierz ze sobą. Będziemy Cię wspierać w twoim kryzysie. Nie jesteś odosobnionym przypadkiem. Takich jak ty jest tysiące, może miliony. Dwie płyty i książka. I teraz leżą tuż obok mnie. Milczą. W pokoju, co nie jest moim pokojem. Poszukam ich właścicieli w necie, zapoznam się bliżej. Napiję kawy i zasnę - niech żyje życie!!!